Jak dowiedziała się Gazeta Wrocławska, zainteresowanie potencjalnych inwestorów kupnem fabryki jest spore. Jednak na razie szczegóły nie są zdradzane. W zakładzie wciąż pracuje ponad dwieście osób, które liczą, że uda im się zatrzymać stanowiska pracy. Kwota minimalna oszacowania zakładu to ponad 6,9 mln zł.
- Cena nie obejmuje jednak między innymi pieców do wypału porcelany na ostro i dekoracji. Są na sprzedaż, ale ich właścicielem jest firma Jaro z Jaroszowa - mówi Kazimierz Młot, syndyk masy upadłościowej Fabryki Porcelany Wałbrzych S.A.
Jeszcze w ubiegłym roku fabryka radziła sobie nieźle. Zaczęła otrzymywać prestiżowe zamówienia. Jednym z nich było zlecenie wyprodukowania porcelany do wszystkich rezydencji prezydenta Białorusi Aleksandra Łukaszenki. Niestety, na początku 2011 roku nastąpił krach. Powodem były wydarzenia, do których doszło w krajach północnej Afryki i Bliskiego Wschodu. Około 80 proc. produkcji zakładu trafia na eksport, a wśród największych odbiorców fabryki są kraje Bliskiego Wschodu oraz Egipt.
- Kiedy na początku roku kraje te zaczęła obejmować rewolucja, pojawiły się problemy z płatnościami za porcelanę - wyjaśnia Kazimierz Młot. Dodaje też, że najgorzej sytuacja wyglądała ze ściągnięciem należności za porcelanę dostarczoną do Egiptu. - W pewnym momencie przestał działać system bankowy tego kraju. Natomiast po jego ponownym uruchomieniu nowe władze Egiptu wnikliwie zaczęły kontrolować wszystkie operacje finansowe z zagranicą - dodaje syndyk.
Obawiano się wyprowadzania pieniędzy z Egiptu przez ludzi związanych z obalonym prezydentem Hosni Mubarakiem. Przestój w ściąganiu należności za porcelanę i konieczność regulowania na bieżąco rachunków, na przykład za dostarczony gaz i surowce, sprawiły, że zadłużenie zakładu osiągnęło około 28 mln zł.
Wśród największych wierzycieli zakładu są przede wszystkim: zakłady gazownicze, dostawcy kalki na porcelanę oraz Zakład Ubezpieczeń Społecznych i gmina Wałbrzych.
Mimo problemów fabryki, nie zaprzestano w niej produkcji. Nadal pracuje w niej 220 osób, których umowy wygasają z końcem lipca. Syndyk masy upadłościowej fabryki podkreśla, że jeśli pierwszy przetarg nie wyłoni kupca zakładu, umowy z pracownikami zostaną przedłużone, by kontynuować produkcję. Syndykowi zależy, by nowy inwestor kupił fabrykę będącą w ruchu, z wysoko wykwalifikowaną załogą. Dzięki temu jest duża szansa, by uniknąć jej całkowitej likwidacji. Zakład ma być sprzedany w całości.
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?