Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Dziedzictwo" - światowy bestseller wkrótce w Polsce (FRAGMENTY)

AS, IP
materiały prasowe
19 września odbędzie się premiera "Dziedzictwa", światowego bestsellera brytyjskiej pisarki Katherine Webb. Książka pojawi się na rynku nakładem wydawnictwa Insignis.

"Dziedzictwo" to porywająca opowieść o dwóch siostrach, wracających po latach do zaniedbanej rezydencji, w której spędziły dzieciństwo.

Gdy jako dzieci Erica i Beth spędzały kolejne lato w domu babki, wakacyjną beztroskę przerwała tajemnicza tragedia rodzinna. Nad całym dorosłym życiem sióstr zaciążyła milcząca zgoda, by nigdy nie wracać do zagadkowych wydarzeń. Erica postanawia ją zerwać, ufając, że odkrycie prawdy złagodzi ból Beth.

Planując zbliżające się Święta i porządkując rzeczy zmarłej babki, Erica zagłębia się w losy rodziny i odkrywa kolejny sekret. Ślady prowadzą do Ameryki przełomu wieków, pewnej pięknej dziedziczki i przeklętej, jałowej ziemi.

Prezentujemy Wam fragmenty tej przejmującej historii dziecięcej miłości, decyzji pozostawiających trudne do wyleczenia rany i dziedzictwa, z którym trzeba się zmierzyć.

PRZECZYTAJ:
FRAGMENT I
FRAGMENT II

Fragment 1

Przynajmniej jest zima. Przyjeżdżałyśmy tu tylko latem, więc wszystko wygląda trochę inaczej; nie wydaje się tak przerażająco znajome, tak obezwładniające. Storton Manor, ponura i zwalista posiadłość w kolorze dzisiejszego zaciągniętego nieba. Wiktoriański, neogotycki gmach z wielodzielnymi oknami i łuszczącą się stolarką, zieloną od porostów.

Stosy martwych liści pod murami porośniętymi mchem aż po parapety okien na parterze. Wysiadając z samochodu, oddycham spokojnie. Jak dotąd zima była bardzo angielska. Wilgotna i błotnista. Z oddali żywopłoty przypominają rozmazane fioletowe sińce. Ubrałam się dziś w jaskrawe, żywe kolory, na przekór temu miejscu, na przekór jego surowości i moim ponurym wspomnieniom. Teraz czuję się idiotycznie, jak przebieraniec.

Przez przednią szybę mojego sfatygowanego białego golfa widzę złożone na kolanach dłonie Beth i postrzępione końcówki jej długich włosów. Gdzieniegdzie przyprószone już siwizną, moim zdaniem za wcześnie, zdecydowanie za wcześnie. Tak się gorączkowała przyjazdem, a teraz siedzi nieruchomo jak posąg. I te jej blade, smukłe dłonie, złożone bezwładnie na kolanach – bierne, apatyczne.

W dzieciństwie obie miałyśmy jasne włosy w srebrzystym odcieniu, jak włosie anielskie albo czupryny młodych wikingów. Z czasem ten wyrazisty kolor spłowiał w bezbarwny, mysi brąz. Ja farbuję włosy, żeby je ożywić. Coraz mniej wyglądamy jak siostry. Pamiętam zetknięte głowy Beth i Dinny’ego, kiedy się namawiali i szeptali między sobą: jego włosy takie ciemne, jej takie jasne. Skręcało mnie wtedy z zazdrości, a teraz, kiedy przypominam sobie tę scenę, myślę, że ich głowy wyglądały jak jin i jang. Uzupełniały się.

Okna domu są puste, w ciemnych taflach szyb odbijają się nagie drzewa. Te drzewa wydają mi się teraz wyższe, mam wrażenie, że za bardzo napierają na dom. Trzeba je wyciąć. Czy ja rzeczywiście się zastanawiam, co jest do zrobienia, co do naprawienia? Czy wyobrażam sobie, że tu mieszkam? Dom należy teraz do nas: wszystkie dwanaście sypialni, strzeliste sufity, główne schody, podziemne sale wyłożone kamiennymi płytami, wyślizganymi przez stopy wielu pokoleń służących. Należy do nas, ale pod warunkiem że tu zostaniemy i zamieszkamy. Tego zawsze chciała Meredith. Meredith – nasza babka, złośliwa kobieta z zaciśniętymi, kościstymi dłońmi.

Chciała, by nasza matka wprowadziła się tu z nami wiele lat temu, żebyśmy byli świadkami jej umierania. Mama odmówiła, więc została wydziedziczona i dalej wiedliśmy szczęśliwe, podmiejskie życie w Reading. Jeśli się tu nie przeprowadzimy, posiadłość zostanie sprzedana, a pieniądze przekazane na szlachetne cele. Że też Meredith po śmierci stała się filantropką. Zatem dom należy do nas – ale tylko przez chwilę, ponieważ nie sądzę, byśmy dały radę w nim zamieszkać.

Jest pewien powód. Kiedy usiłuję go uchwycić, rozpływa się w powietrzu. Zostaje tylko imię. Henry. Chłopiec, który zniknął, którego nagle po prostu nie było. Teraz, spoglądając w górę na przyprawiające o zawrót głowy gałęzie, mam wrażenie, że wiem. Wiem, dlaczego nie możemy tu zamieszkać, dlaczego trudno uwierzyć, że w ogóle przyjechałyśmy. Wiem. Wiem, dlaczego Beth nie chce nawet wysiąść z samochodu. Zastanawiam się, czy będę musiała ją namawiać, tak jak trzeba ją namawiać do jedzenia. Między miejscem, w którym zaparkowałam, a domem nie rośnie ani jedna roślina – posiadłość stoi w zbyt głębokim cieniu. A może gleba jest zatruta. Pachnie ziemią i gnijącymi, aksamitnymi grzybami.

Humus, przypomina mi się z lekcji biologii sprzed wielu lat. Tysiące maleńkich insektów, wgryzających się pracowicie w głąb ziemi, trawiących glebę. Przez chwilę panuje cisza. Cisza po ryku silnika, cisza wśród drzew, cisza w domu – wszędzie. Wracam do samochodu.

Beth wpatruje się w swoje dłonie. Wątpię, by nawet podniosła wzrok, żeby spojrzeć na dom. Nagle ogarniają mnie wątpliwości, czy dobrze zrobiłam, przywożąc ją tutaj. Nagle boję się, że za długo zwlekałam, strach ściska mnie w środku. Ścięgna rysują się na jej szyi niczym kawałki sznurka. Tworzy kanciasty kształt na siedzeniu, same przeguby i ostre krawędzie. Taka wychudzona, taka krucha. To wciąż moja siostra, ale zmieniła się. Ma w sobie teraz coś, czego nie potrafię rozgryźć ani pojąć. Robiła rzeczy, których nie jestem w stanie zrozumieć, i miewała myśli, których nie umiem sobie nawet wyobrazić. Wbija wzrok w kolana, oczy ma szkliste i szeroko otwarte.

Maxwell chce, żeby wróciła do szpitala. Powiedział mi to dwa dni temu przez telefon, a ja naskoczyłam na niego za ten pomysł. Jednak teraz, chociaż staram się tego nie robić, zachowuję się przy niej inaczej – i czasami jej za to nienawidzę. Jest moją starszą siostrą. Powinna być ode mnie silniejsza. Głaszczę ją lekko po ramieniu i uśmiecham się pogodnie.
– Wchodzimy? – pytam. – Napiłabym się czegoś mocniejszego.

Mój głos brzmi donośnie w tej małej przestrzeni.

Wyobrażam sobie kryształowe karafki Meredith, ustawione rzędem w salonie. Gdy byłam dzieckiem, zakradałam się tam i oglądałam tajemnicze mikstury, patrzyłam, jak odbijają światło, podnosiłam koreczki, żeby potajemnie wciągać zapach w nozdrza. Pomysł, że miałabym pić jej whisky teraz, kiedy nie żyje, wydaje mi się groteskowy. Moja troska ma pokazać Beth, że wiem, jak bardzo nie chce tam wracać. Ale ona nagle bierze głęboki oddech, wysiada i rusza zdecydowanie w kierunku domu.

Fragment 2

Dobiega północ, a Beth i ja jesteśmy już w swoich pokojach. Tych samych co zawsze, w których czekały na nas te same kapy, gładkie i wypłowiałe. Na początku wydało mi się to surrealistyczne. Ale właściwie po co zmieniać kapy w pokojach, których się nigdy nie używa?

Wątpię, czy Beth już śpi. Cisza w domu dźwięczy jak dzwon. Materac zapada się nisko w miejscu, w którym siadam, stracił już swoją sprężystość. Łóżko ma ciemne dębowe wezgłowie, a na ścianie wisi akwarela, teraz całkiem wyblakła. Łodzie w porcie, chociaż nigdy nie słyszałam, żeby Meredith wybrała się na wybrzeże. Sięgam za wezgłowie, macając pionowe przęsła, dopóki jej nie znajduję, łamliwej i oblepionej kurzem.

To wstążka, którą tam zawiązałam – czerwona plastikowa wstążka z kokardy na prezencie urodzinowym. Przywiązałam ją za łóżkiem, kiedy miałam osiem lat, żeby mieć jakiś sekret, o którym tylko ja będę wiedziała. Mogłam o niej myśleć po powrocie do szkoły. Wyobrazić ją sobie, schowaną, nietkniętą podczas sprzątania, gdy ludzie wchodzili i wychodzili z pokoju. Coś, o czym wiem tylko ja; pamiątka po mnie, którą zawsze odnajdę.

1902

Bathilda nie ogłosiła zaręczyn swojej bratanicy z Corinem Masseyem. Odmówiła pomocy przy kompletowaniu wyprawy ślubnej, zakupie ubrań podróżnych i pakowaniu skórzanych kufrów. Zamiast tego obserwowała, jak Caroline starannie składa nowe, szyte na miarę ubrania, spódnice z klinów i haftowane szmizjerki.

– Pewnie uważasz się za emancypantkę, skoro porywasz się na taką ekstrawagancję. Dziewczyna Gibsona, bez dwóch zdań – orzekła.

Caroline nie odpowiedziała, chociaż słowa ciotki ją ubodły, bo trafiła w sedno. Zawinęła biżuterię w niebieski aksamit i wetknęła ją do kuferka z kosmetykami. Później wyruszyła na poszukiwania Bathildy w ich ogromnym domu przy Gramercy Park i znalazła ją usadowioną w smudze wiosennego słońca, tak oślepiająco jasnego, że odjęło starszej kobiecie lat. Caroline ponownie poprosiła o ogłoszenie jej zaręczyn. Chciała, żeby wszystko odbyło się jak należy, oficjalnie, ale jej prośba nie znalazła zrozumienia u ciotki.

– Nie ma czego świętować – odparowała Bathilda. – Cieszę się tylko, że mnie tu nie będzie i uniknę tych wszystkich pytań. Wracam do Londynu, zamieszkam z kuzynką mojego drogiego zmarłego męża, damą, którą zawsze darzyłam wielką sympatią i poważaniem. Teraz już nic nie trzyma mnie w Nowym Jorku.

– Wracasz do Londynu? Ale… kiedy? – zapytała bardziej potulnie Caroline. Z rozpaczą uświadomiła sobie, że mimo dzielących ich konfliktów ciotka Bathilda była jej jedyną rodziną, jedynym domem.
– W przyszłym miesiącu, kiedy pogoda będzie bardziej sprzyjać podróżom.
– Rozumiem – wyszeptała Caroline.

Założyła ręce przed sobą, splotła ciasno palce i zacisnęła dłonie. Bathilda podniosła wzrok znad książki, którą dotąd czytała ostentacyjnie, i posłała bratanicy niemal napastliwe spojrzenie.
– W takim razie nie będziemy się już widywać, jak sądzę – bąknęła Caroline.
– Istotnie, moja droga. Ale nie widywałybyśmy się, nawet gdybym została w Nowym Jorku. Wyjeżdżasz zbyt daleko, bym mogła tam wygodnie dojechać. Podam ci mój adres w Londynie i oczywiście musisz do mnie napisać. Ale śmiem twierdzić, że będziesz miała dość towarzystwa na farmie. Jestem pewna, że w okolicy będą inne żony farmerów – odparła i z lekkim uśmiechem wróciła do książki.

Koronkowy kołnierzyk zdawał się dusić Caroline. Poczuła przypływ paniki i nie wiedziała, czy ma biec do Bathildy, czy od niej uciekać.

– Nigdy nie okazałaś mi miłości – wyszeptała przez ściśnięte strachem gardło. – Nie rozumiem, dlaczego jesteś tak zaskoczona, że idę za tym, kto mi ją oferuje. – Po czym wyszła z pokoju, zanim Bathilda zdążyła wyszydzić jej słowa.

Po upływie czterech tygodni od ślubu ucałowała rumiany policzek Bathildy, szukając w zachowaniu ciotki jakichś oznak żalu. Ale tylko Sara odprowadziła ją na dworzec, łkając niepohamowanie u boku swojej młodziutkiej pani, kiedy gniade konie stąpały energicznie po zatłoczonych ulicach i alejach.

– Nie wiem, jak to teraz będzie, panienko. Nie wiem, czy spodoba mi się w Londynie! – płakała dziewczyna, a Caroline wzięła ją za rękę i splotła ciasno palce z jej palcami, zbyt rozemocjonowana, żeby wydusić z siebie choćby słowo. Dopiero na widok lokomotywy, która gwałtownie wyrzucała z siebie parę i sadzę, wypełniając jej nozdrza cierpkim zapachem rozgrzanego żelaza i węgla, wreszcie poczuła, że jest na świecie coś, co cieszy się na tę podróż tak samo jak ona.

Zamknęła oczy, kiedy pociąg ruszył z wolna naprzód, głośno i uroczyście zanosząc się parą. Jej dawne życie się skończyło, a nowe – właśnie się rozpoczynało.

od 18 latnarkotyki
Wideo

Jaki alkohol wybierają Polacy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: "Dziedzictwo" - światowy bestseller wkrótce w Polsce (FRAGMENTY) - Dolnośląskie Nasze Miasto

Wróć na dolnoslaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto