Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Vancouver: Rozmowa z Agnieszką Gąsienicą-Danel

Przemysław Franczak
Jej najlepsze osiągnięcie w tym sezonie to 20. miejsce w Aspen
Jej najlepsze osiągnięcie w tym sezonie to 20. miejsce w Aspen Marcin Obara
Agnieszka jest szóstym olimpijczykiem z rodziny Gąsieniców. Zapowiada, że w Vancouver sprawi nam miłą niespodziankę

W niedzielę zadebiutuje Pani na igrzyskach. Trema jak przed maturą?

(śmiech) Nawet nie. Jestem spokojna, choć dla mnie to zaszczyt startować na tak wielkiej imprezie. Cieszę się, że dostałam taką szansę i że mogę kontynuować rodzinną tradycję.

Otóż to. Sporo olimpijczyków macie w rodzinie.
Ja będę szósta. Jak dotąd najgłośniej było o trójce rodzeństwa mojego dziadka: Helenie, Marii i Andrzeju, którzy razem pojechali na igrzyska do Cortina d'Ampezzo w 1956 roku. To było wydarzenie bez precedensu.

Mając takie legendy na wyciągnięcie ręki, pewnie marzyła Pani o wyjeździe na igrzyska już jako mała dziewczynka?
Nie do końca, to przyszło z czasem. Rodzice wciągnęli mnie w narciarstwo, jak byłam mała. Potem przyszły pierwsze dobre wyniki i puchary, zaczęło mi się to podobać. Im byłam starsza, tym bardziej brałam to na poważnie. Dopiero jednak, gdy dostałam się do kadry, to pojawiły się marzenia, żeby wystartować na igrzyskach i pokazać się tam z jak najlepszej strony. Niewiele brakowało, a pojechałabym już do Turynu. Wtedy się nie udało, ale się uparłam i teraz postawiłam na swoim.

Góralska krew.
Można tak powiedzieć. Zawsze taka byłam. Zresztą tak samo jak cała rodzina. Przed wyjazdem wszyscy mi powtarzali, że nie wolno się bać, tylko atakować.

Przekonali Panią?
Nie musieli, czuję to tak samo. Nie stoję pierwsza w kolejce po medale, nie bronię żadnego tytułu, więc czego się mam obawiać? Ja mam bezczelnie uderzyć, walczyć o jak najlepsze miejsce.

I co z takiej bezkompromisowej jazdy może się urodzić?
Nie celuję w żadne miejsce, nie wyznaczam sobie planu minimum. Na igrzyska każdy jedzie po medal, więc ja nie jestem wyjątkiem. A co będzie, zobaczymy.

Zakopane już miało takiego bohatera, który wbrew oczekiwaniom i zdrowemu rozsądkowi zdobył olimpijskie złoto…
Fortuna. To dobry przykład, bo jego na początku nawet w składzie na Sapporo nie było. A potem pojechał i wygrał. Na igrzyskach zawsze są niespodzianki i wszystko może się wydarzyć.

Pani medal byłby o wiele większą sensacją niż złoto Fortuny. W tym sezonie Pani najlepszym wynikiem było 20. miejsce w Pucharze Świata w gigancie w Aspen.
W wielu zawodach startowałam z dalekimi numerami, jeździłam po zniszczonej trasie. Wtedy trudno o wielkie rezultaty. W Aspen trasa była znakomicie przygotowana, było prawdziwe lodowisko, i warunki były równe dla wszystkich. Każdy mógł pokazać, na co go stać. Ja w tym teście wypadłam dobrze. Miałam dziesiąty czas drugiego przejazdu, więc mogę powiedzieć, że jestem blisko czołówki. Forma jest stabilna, a jedyne, co spędza mi sen z powiek, to niedawna kontuzja piszczeli. Liczę jednak, że na igrzyskach wszystko będzie w porządku.

Pani koleżanka z kadry - Katarzyna Karasińska, która na igrzyska się nie zakwalifikowała, powtarza od lat to samo: światową czołówkę mamy na wyciągnięcie ręki, tylko podczas zawodów nie jesteśmy w stanie tego pokazać. Jej zdaniem decydujące są kwestie mentalne.
Ja nie mam kłopotów z barierą psychiczną. Mój problem jest inny: zawsze staram się jechać agresywnie. Może nie bez głowy, ale nie zastanawiając się zbytnio nad swoją jazdą. Im więcej się o niej myśli, tym gorzej, więc ja po prostu grzeję w dół. Ale niestety - jeśli bardzo ryzykujesz, tym większe są szanse, że wypadniesz. I mi czasami się to zdarza. Dlatego startując z dalszymi numerami, trudniej o dobry rezultat. Czasami przeszkadzają mi warunki, psychika - nigdy. Na tym polu jestem mocna.

To pewnie bez problemu poradzi sobie Pani z faktem, że jest polskim alpejskim rodzynkiem na tych igrzyskach?
Wiadomo, że byłoby mi raźniej, gdyby któraś z dziewczyn ze mną pojechała, ale nie ma wyjścia, muszę stawić temu czoła sama i będę dzielnie walczyć.

Pani młodsza siostra Maryna również jeździ - i to z sukcesami - na nartach. Powiedziała jej Pani: za cztery lata jedziemy na igrzyska razem?
Zabawne, że pan o to pyta, bo dokładnie takie słowa ode mnie usłyszała. Jest zapatrzona w narciarstwo, we mnie i ma talent. Byłoby pięknie, gdybyśmy razem pojechały na igrzyska do Soczi. A jest jeszcze mój brat Jasiek, który trenuje freestyle i skacze na nartach, więc może pojedziemy we trójkę, jak dziadkowie. Chociaż on na razie ma 11 lat, więc nie wiem, czy jak będzie miał 15, to go wezmą. Ale kto wie...

W Vancouver wystartuje Pani we wszystkich konkurencjach?
Być może, ale dopiero na miejscu podejmiemy decyzję, czy wezmę udział w biegu zjazdowym. Jak będzie bardzo niebezpieczny, to sobie odpuszczę.

Pani jest specjalistką od giganta i rzadko ma okazję trenować zjazd. W takiej sytuacji trzeba być bardzo odważnym, żeby w nim wystartować.
Na starcie szybciej bije serce i wyższy jest poziom adrenaliny. Strach? Nawet dziewczyny, które jeżdżą zjazd regularnie, nie są od niego wolne. Każda zdaje sobie sprawę, że przy tych prędkościach nawet małe zawahanie może być tragiczne w skutkach. Trzeba się liczyć z ryzykiem, ale jak już się stoi na starcie, to nie można się bać. Co się stanie, to się stanie. Trzeba po prostu jechać i nie myśleć o strachu. On znika w budce startowej, bo człowiek zaczyna się koncentrować na utrzymaniu dobrej pozycji i toru jazdy.

Będą niespodzianki?
Pewnie tak, bo to specyficzna impreza i najlepsi często się na niej gubią. Wszystko może się zdarzyć, choć nie sądzę, by w konkurencjach szybkościowych ktoś zagroził Amerykance Lindsey Vonn. W technicznych jest inaczej, bo wystarczy drobny błąd i wylatujesz z trasy.

To szansa dla Pani?
Tak, tylko najpierw sama muszę dowieźć się do mety.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dolnoslaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto