Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wrocławska WuWa - jak dziś żyje się na idealnym osiedlu

Marcin Pluskota
W 1930 roku taras jego mieszkania wyglądał tak...
W 1930 roku taras jego mieszkania wyglądał tak... archiwum muzeum architektury we wrocławiu
Wysiadam na przystanku Tramwajowa, wrocławska dzielnica Dąbie. Na właściwą wystawę spóźniłem się i to dość sporo - 82 lata. Gdzieś tutaj próbowano wybudować lepszy świat - pisze Marcin Pluskota.

Już je rozpoznaję. Po lewej Heim i Kempter, na wprost Wolf, po prawej Rading. Za moimi plecami - smutne, szare płyty Teków, bez imienia.
Mijam Radinga z prawej strony i ruszam ulicą Tramwajową. Po lewej długi ciąg: Lange, Moshamer, Lauterbach, Hadda, Häusler, Effenberg; skręcam w Dembowskiego. Przy numerze jedenastym w oknie widzę starszą panią. Effenberger?

- Od 1945 domek zajmował lekarz Malikowski, następnie para Żydów (przyjechali z Rosji, pomieszkali chwilę, wyjechali do Izraela) - wylicza. Ona mieszka tu od 1956 roku, wprowadzili się z mężem 27 lat po WuWie. Chcę wiedzieć, czy coś się zachowało:

- Proszę pana, drzwi, okna wszystkie u mnie są oryginalne, Mamy wannę, umywalki, szafy w ścianach i parkiety - odpowiada pani od Effenbergera. - Co do zmian, to w 1956 zlikwidowano jeden taras i wstawiono kuchnię. Reszta nienaruszona.

Szklane domy
Dawno, dawno temu, w 1929 roku, kiedy Wrocław nazywał się jeszcze Breslau, grupa architektów wpadła na wspaniały pomysł - postanowili wybudować osiedle idealne. Architekci należeli do powstałej w 1907 roku organizacji - Deutscher Werkbund (Niemiecki Związek Twórczy), a ich głowy wypełniały modernistyczne myśli i wzniosłe idee. Przez ścisłą współpracę pomiędzy sztuką a przemysłem, planowano stworzyć nową i funkcjonalną przestrzeń do życia. Nowe otoczenie wiązało się z nietradycyjną stylistyką - królował futuryzm, minimalizm i elegancja, wszystko, co było potrzebne człowiekowi przyszłości. Dlatego w dwa lata po podobnej wystawie w Stuttgarcie - 15 czerwca 1929 roku otwarto w Breslau wystawę Wohnungs und Werkräumausstellung (Wystawa mieszkania i miejsca pracy) - w skrócie WuWa.

Pralka za bidet
Idzie kolejna właścicielka… - Tutaj jest taki pan, który chce pogadać na temat, jak się tu mieszka! - woła moja rozmówczyni w stronę sąsiadki.
- Jak się tu mieszka? Świetnie! - odpowiada kolejna pani od Effenbergera (Dembow-skiego 13). Pytam, jak długo tu jest:
- Od urodzenia, od 1952 roku, moi rodzice byli pierwszymi właścicielami. Widzi pan tę rysę? - nagle zmienia temat i wskazuje na szerokie pęknięcie na budynku - ona tu jeszcze była za Niemców. W 1945, kiedy moi rodzice się sprowadzili, domek był pusty i trochę zrujnowany. Z drugiej strony nie ma jednego okna, bomba wpadła do pokoju. Może pan sobie wejść do ogródka i zobaczyć - wchodzę i patrzę, rzeczywiście, jednego okna brak, Effenberger zaliczył ranę wojenną. Po chwili otrzymuję zaproszenie do zwiedzenia wnętrza (z czego skwapliwie korzystam).

Parter robi za przedpokój, dwa metry przede mną ściana (władze komunistyczne uznały Effenbergera za zbyt dużego jak na jedną rodzinę, podzielono go więc). Ściągam buty i wspinam się na piętro. Następuje prezentacja łazienki. Wszystko jak na starych zdjęciach: białe kafelki, wanna, umywalki, na ścianie wisi to samo lustro. Brakuje tylko bidetu, jego miejsce zajęła pralka.

Część werandy przebudowano na kuchnię. 81 lat temu w tym miejscu zrobiono zdjęcie: słoneczny dzień, bezchmurne niebo, uśmiechnięci modele. Jeden podciąga się na przytwierdzonej do ściany drabince gimnastycznej, inny uderza w zawieszoną gruszkę bokserską. Dziś w miejscu drabinek - kuchenny kredens, w miejscu gruszki - lampa. Większość pokoi ma nowy wystrój, wojna i następująca po niej fala szabru wypatroszyła Effenbergera. W podobny sposób potraktowano resztę WuWy.

Chuligan podziwia zabytek
- Mówią, że to jest jakiś zabytek, ale czy ja wiem… - zastanawia się pani fryzjerka z zakładu mieszczącego się w dawnym Domu Wzorcowym nr 1 autorstwa Paula Heima i Alberta Kemptera. Miejsce wygląda, jakby czas zatrzymał się w latach 50. Pachnie lakierem do włosów, na ścianach plakaty z niemodnymi już dziś fryzurami.

- Po Niemcach zakład miała pewna pani, potem gnębili ich, prywaciarzy, podatkami i oddała pod spółdzielnię fryzjerską. Ja byłam pracownikiem spółdzielni i tu zawsze pracowałam. Poprzednia właścicielka jako klientka przychodziła do mnie się ścinać. Później już nie przychodziła, pewno zmarła. WuWa?
- Wszystko było jak jest. Tylko na zewnątrz chuligani zniszczyli ławki - przed zakładem wala się dużo pustych ćwiarteczek.

Do Häuslera przez okno

Pod nr. 11 dowiaduję się, że we Wzorcowym Domu nr 29 Häuslera mieszka ktoś od 1945 roku. Ruszam więc na ulicę Zielonego Dębu i staję przed bliźniaczym domkiem, pukam. Otwiera mi córka profesora Antoniego Opolskiego, pani Barbara. Z sędziwym profesorem astronomii siadamy w salonie, chwilę zajmuje dostrojenie jego aparatu słuchowego.

- Do Wrocławia przybyłem w grudniu 1945 z Niemiec, z niewoli - rozpoczyna profesor. - Najpierw dotarłem do Krakowa, tam okazało się, że minąłem się z rodziną, która dwa tygodnie wcześniej ruszyła transportem ze Lwowa do Wrocławia.

W stolicy Dolnego Śląska profesor Opolski rozpoczął współpracę z wybitnym geografem i klimatologiem Aleksandrem Kosibą, który w ramach odtwarzającego się Uniwersytetu Wrocławskiego prowadził Katedrę Meteorologii i Klimatologii (mieszczącą się niedaleko WuWy, przy dawnej ulicy Cmentarnej, dziś Kosiby). Panowie znali się jeszcze ze Lwowa. Jak to się stało, że zamieszkali na WuWie?

- Codziennie żona i ja chodziliśmy tędy do obserwatorium gdzie pracowaliśmy. Żona zauważyła, że te domy (Wzorcowy Dom nr 29/30) mają zawieszone biało-czerwone chorągiewki i zwróciła na nie uwagę. W ewidencji dowiedziała się, że nikt tutaj nie mieszka, dlatego zgłosiła siebie i mnie do jednej części, a ojca do drugiej. W ten sposób cała rodzina zajęła jeden domek. Pierwszy raz Antoni Opolski wszedł do swojego przyszłego mieszkania przez okno.

Trzeba w nich żyć
WuWa: czy w 1945 ktoś miał pojęcie o tym miejscu?
- Nie było wtedy mowy o tym, że to jest wystawa i zabytki. Podczas oblężenia Wrocławia przez osiedle przewinęła się nieznana liczba uchodźców, którzy nie szanowali albo nie mieli pojęcia o wartości budynków. Potwierdzają to ślady wypalone na oryginalnym parkiecie, miejsce rozstawienia blaszanej kozy, w ścianie zamaskowane dziury, którymi puszczono rury odprowadzające dym.

Zwracam uwagę na naganność takiego postępowania.
- Domy mają być przestrzenią użytkową, trzeba w nich żyć - odpowiada mi córka profesora. Fakt, podczas oblężenia nie było lekko.
- W 1945 liczył się tylko względnie dobry stan budynków - kontynuuje profesor.
- Tutaj największym problemem były zalane wodą piwnice.
- Czy zostało coś z oryginalnego umeblowania?

- Siedzi pan na tym. Proszę spojrzeć na krzesło, ja zwróciłam na nie uwagę po jakichś 40 latach mieszkania w tym domu - pani Barbara podnosi jedno z krzeseł. Wstaję i podnoszę kolejne. Spoglądamy na spody siedzeń.
- Thonet - odczytuję z trudem (a dokładnie: Thonet 209 wg projektu z 1900 roku - krzesło wyprodukowane przez renomowane zakłady Michaela Thoneta). Okazało się też, że w drugiej części bliźniaka, w łazience, ostał się oryginalny bidet. Resztę wyposażenia rozkradziono.
Profesor Opolski podchodzi do okna i wskazuje na sąsiedni dom (Wzorcowy Dom nr 28 Kurta Langego) - część ściany budynku w 1945 roku była wyburzona, najprawdopodobniej trafił ją pocisk.

- Tynk na tamtym budynku ma takie wgłębienia, ci, co to naprawiali, zrobili całość na gładko. Zwrócono im uwagę, że to nie pasuje. Taki gość zwykłym patykiem zaczął w tym gładkim tynku robić dziurki, żeby to dopasować - wspomina. Nieświadomie odbudowano domek w jego pierwotnej postaci. Willa Lauterbacha (Dom Wzorcowy nr 35) nie miała już tyle szczęścia:
- Pamiętam, że część domu wzdłuż ulicy Zielonego Dębu była nietknięta - wspomina córka profesora - reszta była zburzona. Całe to zniszczone skrzydło w latach 60. zostało sprzedane przez właściciela. Dobudowano wtedy na fundamentach nową część.

Belka niezgody
Dowolność w ingerowaniu w kształt WuWy zakończyła się w 1979 roku. Wtedy, zgodnie z prawem, osiedle nabrało charakteru zabytku. Wszyscy mieszkańcy dostali pismo w tej sprawie. Data dzienna: 18 stycznia 1979, jednostka wydająca: Urząd Województwa Wrocławskiego i Miasta Wrocławia, Wydział Kultury i Sztuki, konserwator zabytków; pismo do pana Antoniego miało następującą treść: "Obiekt: Willa wzniesiona według projektu Häuslera jako jeden z budynków wystawy pod tytułem »Mieszkanie i miejsce pracy« zorganizowanej w 1929 roku prezentującej najnowsze osiągnięcia architektów wrocławskich".
- Myśmy się wtedy śmiali - kontynuuje pani Barbara - że wtedy to tak ładnie sformułowali - "architekci wrocławscy", tak bezpiecznie.

O ile dzieło Werkbundu zostało w tym momencie uratowa-ne od zniszczenia, o tyle zaczęły się problemy mieszkańców:
- Zapanowały wtedy zupełnie nowe warunki. Dla nas nie było ważne, że WuWa to krok w rozwoju myśli architektonicznej, tylko co można robić, a co nie.
Werkbundowi architekci, prócz formy stawiali także na nowe materiały i technologie budowy. Wiele z nich było niesprawdzonych albo pozostawały w sferze eksperymentów. Bardzo szybko okazało się, że wykonanie rozminęło się z ideami. Ze ścian zaczęły odpadać tynki, pojawiały się zacieki, a całość, z powodu błędnego systemu ociepleń, przemarzała.

82 lata po wystawie, WuWę gnębią te same problemy plus jeden nowy: jej status zabytku. Historycy architektury uważnie patrzą mieszkańcom na ręce.
- W publikacjach wypominają nam likwidację tej belki - pani Barbara pokazuje mi zdjęcie domku z przed 82 lat - To jest widok naszego bliźniaka z zewnątrz. Do Häuslera wchodzi się po schodkach, które przykrywa daszek wsparty na dwóch kolumienkach. Identycznie wygląda sytuacja w drugiej części domku. Oba daszki połączone były poziomą belką wspartą na jeszcze jednej podporze, która z pozostałymi czterema tworzyła architektoniczny ozdobnik.

- W pewnym momencie podjęliśmy decyzję remontu obu daszków. Okazało się, że ta poprzeczna belka składała się z kilku prętów zbrojeniowych oblanych zaprawą i ta zaprawa zaczęła się kruszyć. Przy remoncie pojawiło się pytanie, jak zabezpieczyć tę belkę, która może za parę lat przewrócić się i kogoś trafić?
W grę wchodziło odlanie nowego łącznika lub zabezpieczającego szalunku.

- Kto prywatnie jest w stanie zafundować ekipę, która zrobi taką rzecz? - pyta retorycznie.
- Jedyne, co nam pozostało, to urwać to do końca i skrócić słupek do wysokości bramek.

Rodziny na wystawie
- Im dalej, tym się robi więcej szumu i tym bardziej nam wstyd, że domki nie wyglądają tak, jakbyśmy chcieli - mówi pani Barbara. Władze miasta postanowiły zareagować. 19 maja tego roku podjęto uchwałę w tej kwestii. Czytamy w niej: "Z budżetu Wrocławia mogą być udzielane dotacje celowe na dofinansowanie prac konserwatorskich, restauratorskich lub robót budowlanych przy zabytku wpisanym do rejestru zabytków położonym na terenie wystawy WUWA we Wrocławiu".
Elegancko odnowionego osiedla, z przywróconym wyglądem sprzed 82 lat, nie było by już wstyd pokazywać. "Wrocławscy" architekci mogliby poczuć dumę raz jeszcze, a mieszkańcy otrzymaliby pomoc w walce z pomysłami werkbudnowskich marzycieli.

- Remont jak najbardziej nam się przyda, zwłaszcza kiedy płaci za niego ktoś inny - przyznaje pani Barbara. Pomysł na osiedlu się podoba, lokatorzy są skłonni postawić na swoich terenach tablice informacyjne o wystawie. Jedna wisi na ścianie dawnego hotelu dla osób samotnych autorstwa Hansa Scharouna (dziś ośrodek szkoleniowy Państwowej Inspekcji Pracy). Jest to jedyny budynek na WuWie, który doczekał się renowacji.

Na osiedlu regularnie pojawiają się wycieczki - ciekawscy zaglądają do każdego ogródka i w każde okno. Pani Barbara przyznaje, że bywa to niekomfortowe. 65 lat wystarczyło, aby zamienić dawną przestrzeń wystawową w przestrzeń do życia. Teraz, kiedy WuWa przeżywa swoją drugą młodość i zainteresowanie nią wzrasta, ciężko powiedzieć, w jaki sposób pogodzić jej pierwotną funkcję z prywatnością zamieszkujących ją ludzi.

Architekci ciągle śnią o "szklanych domach". Na wrocławskich Żernikach planowane jest postawienie nowego osiedla idealnego. Dolnośląscy projektanci, prezentując swoje rozwiązania, chcą zmierzyć się z legendą WuWy.

Kiedy do domów na Żernikach wprowadzą się pierwsi lokatorzy, przekonamy się, czy werkbundowskie marzenia tym razem mają szansę stać się rzeczywistością.

Zobacz: Eksperymentalne osiedle WUWA 2 powstanie na Żernikach

Co to jest WuWa?
Wrocławska wystawa nie była pierwszym tego rodzaju przedsięwzięciem europejskich architektów.
Nowoczesne (jak na swoje czasy) rozwiązania przezentowano także w pokazowych domkach m.in. w Stuttgarcie (wystawa "Die Wohnung" w 1927 roku) czy Pradze (tzw. "Baba" z 1932). Za dużą część wystaw odpowiedzialny był Deutscher Werkbund (Niemiecki Związek Twórczy), zrzeszający architektów, inżynierów i artystów. Pomysłodawcą założonej w 1907 roku organizacji był słynny architekt, prekursor modernizmu Hermann Muthesius. Na wrocławskiej wystawie WuWa (Wohnungs und Werkräumausstellung - Wystawa mieszkania i miejsca pracy) otwartej w 1929 roku zaprezentowano 37 budynków mieszkalnych: modelowe domy jednorodzinne wolno stojące, bliźniacze i szeregowe, różne formy budynku wielorodzinnego, ponadto rozebrane po wystawie przykładowe biura i gospodarstwo rolne. W prace nad WuWą włączyła się śmietanka dolnośląskich architektów, m.in. Theodor Effenberger, Moritz Hadda, Ludwig Moshamer (jego autorstwa jest m.in. obecna Elektrownia Wodna Wrocław I) czy Adolf Rading (projektant obecnego kina Lwów). Światową ligę reprezentował Hans Scharoun, autor domu dla osób samotnych.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na dolnoslaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto