Lekarz miał również wyłudzić z ministerstwa zdrowia 52 tys. zł i sfałszować dokumenty 169 osób. Chodzi o badania profilaktyczne, które miał rzekomo przeprowadzać w prywatnej przychodni, prowadzonej z żoną. Według śledczych badań nie wykonywał, za to fałszował dokumenty, a potem wystawiał dla ministerstwa zdrowia faktury. I choć jego proces ruszył w sądzie kilka dni temu, a on sam przyznał się do części zarzutów, to nadal pracuje w szpitalu. Powód? Dyrekcja placówki podpisała z ordynatorem kontrakt, który nie przewiduje rozwiązania go w takich okolicznościach, i teraz obawia się, że zerwanie go narazi szpital na duże odszkodowanie.
– Dokładnie tak tłumaczy tę sytuację dyrektor szpitala. Ale ja tego nie rozumiem i będę się domagać, by kontrakt rozwiązał, nawet jeśli miałoby to wiązać się ze stratami dla szpitala – mówi Alicja Synowska, wicestarosta powiatu świdnickiego, któremu podlega szpital Latawiec. – Chcę również przeanalizowania wszystkich kontraktów lekarskich, zarówno pod kątem ich rozwiązania, jak i wysokości – dodaje. I podkreśla, że niepokojący jest fakt, iż kontrakty, dzięki którym lekarze zarabiają nawet blisko 50 tys. zł miesięcznie, są tak skonstruowane, że medycy czują się bezkarni. To bowiem rzuca cień na działalność szpitala.
Zwłaszcza że Latawiec, jako jeden z nielicznych szpitali w Polsce, ma certyfikat antykorupcyjny.
Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?