- Piknik rodzinny na kilka tysięcy osób. Przerwa w gonitwie. Tłum ustawia się w kolejce, żeby kupić coś do jedzenia. Przy jednym ze stoisk dwa wielkie grille, obite blachą. Wyglądają niepozornie. Nagle słyszę krzyk własnego dziecka! - opowiedział Gazecie Wrocławskiej zdenerwowany Piotr Kowaliński, ojciec Milenki.
Dziewczynka dotknęła ręką niezabezpieczonego, rozgrzanego grilla. Reakcji rodziców była szybka - natychmiast pobiegli z dzieckiem do najbliższej toalety, żeby opłukać rękę zimną wodą. - Razem z wodą spłynęła skóra - opowiada ojciec Milenki. Monika Słowik - dyrektorka toru na Partynicach, równie szybko podjęła decyzję o przewiezieniu dziewczynki do szpitala karetką obsługującą gonitwy. Milenka trafiła do placówki przy ul. Traugutta. Tam rana została opatrzona, a potem odesłana do domu. W czwartek będzie wiadomo, jakiego stopnia oparzenia odniosła, bo na razie rana jest zbyt duża, żeby to ocenić.
Duże rozgrzane grille nie były zabezpieczone. - Nie było żadnego ostrzeżenia. Każdy się mógł poparzyć, nawet dorosły - mówi Kowaliński. Za zabezpieczenie grilli odpowiada ich właścicielka. - My im dajemy tylko miejsce, oni powinni je zabezpieczyć. Nie świadczymy usług gastronomicznych - twierdzi Monika Słowik. Grill na Partynicach działa od wielu lat i nigdy wcześniej nie doszło tam do takiej sytuacji. Właścicielka grilla jest ubezpieczona. Przeprosiła rodziców Milenki. Piotr Kowaliński zamierza jednak powiadomić o wszystkim prokuraturę. Przygotowuje doniesienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa uszkodzenia ciała 3-letniej córki.
Właścicielka grilla ma wyłączony telefon - nie można więc się z nią skontaktować.
Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?