MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

„Pomóż mi to zrobić samemu”

Agnieszka Wiszewska
- usłyszała Maria Montessori pewnego dnia od jednego ze swoich wychowanków. Zrozumiała wówczas, że nie jest to prośba jednego dziecka, ale zwerbalizowany apel wszystkich dzieci do dorosłych. I uczyniła go mottem przewodnim działań dorosłych w ich kontaktach z dziećmi. W tej koncepcji dorosły jest przewodnikiem, mentorem dziecka na jego drodze do niezależności, nie wyręczającym go w podejmowanych czynnościach, lecz wspierającym niejako „z ukrycia” – na pierwszym planie akcji zawsze pozostawiając dziecko i przedmiot jego zainteresowań. Taka pomoc jest jednak możliwa wyłącznie wówczas, gdy wierzymy w kompetencje dziecka i potrafimy je obserwować przez ten pryzmat.

Dlaczego?

Wyobraźmy sobie, że jesteśmy u rodziców na obiedzie i zostaliśmy właśnie poczęstowani pysznym ciastem – prosimy mamę, by nauczyła nas, jak się je piecze. Jednak, podświadomie, mama kieruje się przekonaniem, że bogatsza w doświadczenie i wiedzę, robi to ciasto lepiej i sprawniej, a więc smaczniej i szybciej. Podczas przygotowywania słyszymy mnóstwo rad z jej strony, a większość pracy wykonuje ona za nas, każąc nam głównie słuchać, patrzeć i czasami dosypać łyżeczkę proszku do pieczenia. Piecze się smaczne ciasto wykonane nie naszą ręką, a my wysłuchujemy mnóstwa dobrych rad, z których połowę zapominamy jeszcze przed powrotem do domu.

Wyobraźmy sobie teraz sytuację inną – mama wierzy, że damy sobie radę, jeśli tylko spróbujemy, a upieczenie przez nas równie smacznego ciasta jest wyłącznie kwestią czasu. Daje nam składniki i wyjaśnia sposób przygotowywania, po czym daje nam wolną rękę – wycofuje się nadzorując jedynie pracę. Ciasto wychodzi nam może nie idealne, ale z pewnością to my jesteśmy animatorami każdego etapu produkcji. Kiedy o czymś zapomnimy i zapytamy – mama jest gotowa niczym sufler w kilku słowach naprowadzić nas na dobrą drogę – a my, po upieczeniu i spróbowaniu, wiemy, że następnym razem dodamy więcej cynamonu i mniej cukru.

Z której sytuacji wychodzimy z umiejętnością pieczenia ciasta to pytanie czysto retoryczne.

Dwulatek przysparzający rodzicom tak wielu „kłopotów” nie jest już niemowlęciem, którego zdolności rozwojowe są uzależnione od horyzontu widzenia w miejscu, w którym został położony przez mamę. Wyszedł już z okresu biernej obserwacji otoczenia - teraz może samodzielnie się poruszać i podejść do miejsc, które samo wybierze; może mówić, zadawać pytania i być zrozumianym. Na spacerach wyszedł już z wózka i maszeruje na równi z dorosłymi. A zatem - właśnie awansował na bardzo wysokie i odpowiedzialne stanowisko – z biernej istoty przekształcił się w aktywnego współuczestnika i badacza wszystkiego, co ma miejsce wokół niego. Dwulatek pojął już, że jest istotą odrębną od swojej mamy i nieustannie sprawdza na ile odrębną – gdzie jest tej odrębności granica. Skoro jest kimś innym, niż mama, to kim jest? Umiejętność odpowiadania na to pytanie jest naszą ewolucyjną zdobyczą, czymś, co wyróżnia nas w świecie zwierząt. Nie rodzimy się z nią jednak, a do niej dojrzewamy – stopniowo.
W książce „The Essential Guide to Shaping Children’s Behaviour in the Early Years” autorka Lynn Cousins przedstawia kolejne etapy, przez które musimy przejść, zanim zaczniemy definiować siebie w kategoriach osoby odrębnej i niezależnej:
1) na początku to, kim jesteśmy, określamy poprzez związek z mamą – my i mama to jedno. Obserwując otoczenie oraz swoje ciało, krok po kroku odkrywamy istnienie i przynależność części naszego ciała, uzyskujemy kontrolę nad nimi, by ostatecznie stwierdzić, że 2) jesteśmy kimś innym niż mama, bytem odrębnym. W tym okresie definiujemy siebie i innych poprzez ciało – to ile kto ma rąk, palców, głów, jest wyznacznikiem tego, kim jest. Z pewnością nie jesteśmy rybami, bo ryby mają płetwy. Kiedy zaczynamy samodzielnie się poruszać, uczymy się 3) postrzegać ludzi przez pryzmat tego, co posiadają (tak więc wiaderko czy samochód na placu zabaw dla rocznego malucha przedstawiają zupełnie inną wartość, niż dla osoby dorosłej), aż wreszcie dochodzimy do kolejnego etapu – definiowania ludzi na podstawie tego, co potrafią.
Osobiście bardzo lubię porównanie procesu wchodzenia naszych dwuletnich pociech w świat z sytuacją, w której bylibyśmy, gdybyśmy nagle znaleźli się na Marsie. Początkowo zapewne biernie przyglądalibyśmy się wszystkiemu, co się wokół nas dzieje, badalibyśmy możliwości naszego ciała w nowej atmosferze. Stopniowo, kiedy zaczęlibyśmy kontrolować ruchy naszego ciała w nowych warunkach, wyruszylibyśmy na badanie terenu – tak jak to robi roczne dziecko. Najlepiej wykorzystując do tego wszystkie nasze zmysły. Im lepiej rozumielibyśmy świat wokół nas i materiał, z jakiego jest zbudowany, tym intensywniej szukalibyśmy naszej do niego przynależności – utożsamiając siebie z innymi Marsjanami, z którymi przyszło nam zamieszkać. Im dłużej żylibyśmy z nimi, przyglądając się ich pracy, tym bardziej pragnęlibyśmy do nich dołączyć, by stanowić równie wartościowe jednostki społeczeństwa, by współuczestniczyć w życiu społecznym na tej planecie. Jedynym zadaniem, od wykonania którego zależałoby powodzenie naszych wysiłków byłoby…

Budowanie niezależności

Maria Montessori wielokrotnie podkreślała, że niezależność jest rezultatem sumy posiadanych umiejętności. A jedyną drogą prowadzącą do nich jest działanie. W działaniu natomiast praktyka ćwiczy mistrza. Jedynie rzeczywista praca i doświadczenie prowadzi młodego człowieka do dorosłości (M. Montessori, From childchood to adolescence). Podobnie jak nie można nauczyć się pieczenia ciasta wysłuchując wykładu, nie można być aktywnym członkiem społeczeństwa bez uprzedniego nabycia umiejętności niezbędnych do sprawnego w nim funkcjonowania. Nie można przeczytać o tym, jak się je łyżeczką, jeśli się tej łyżeczki nie weźmie do ręki. Dwulatek również – nie musi już tylko leżeć i obserwować. Może aktywnie nabywać nowych umiejętności – poprzez naśladowanie. Dla małego dziecka czynności takie jak mycie stołu czy ścieranie kurzu mają ogromne znaczenie. Dla dorosłego jest to tylko kolejny obowiązek. Dla dziecka – przepustka do prawdziwego świata, do niezależności, wstąpienia w szranki dorosłych i uczestnictwa w życiu społecznym na równi z mamą i tatą.

Każda nowo zdobyta umiejętność możliwa do zastosowania w realnym społeczeństwie to kolejny krok do pełnego uczestnictwa w jego życiu, a w konsekwencji - do pewności siebie i postrzegania siebie jako osoby pełnoprawnej i wartościowej.

Prawdziwe życie - prawdziwa praca

Jest to podejście, które wyróżnia pedagogikę Marii Montessori od pozostałych teorii na temat wychowywania dzieci. Dzieci – tak jak każda inna istota ludzka – chcą aktywnie uczestniczyć w życiu społecznym. Pragną

od 7 lat
Wideo

NORBLIN EVENT HALL

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dolnoslaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto