Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

80 km po dzikich plażach, lasach i klifach. Sycowianin Mateusz Hanyż ukończył „Go To Hell”

Dawid Samulski
Mateusz Hanyż z upragnionym medalem
Mateusz Hanyż z upragnionym medalem Zdjęcia: Archiwum
– Jestem ultramaratończykiem z krwi i kości – potwornie zmęczony i tak samo szczęśliwy, zwierzył się nam tuż po powrocie z „piekieł”. – Jeżeli tak ma wyglądać królestwo ciemności, to ja chcę w nim być – żartuje.

Dokonał tego, co dla przeciętnego człowieka wydaje się wręcz niemożliwe. 18 lipca ukończył bieg „Go To Hell” z Gdyni do Helu na dystansie 80 km, jako jeden z około 130 zawodników, którzy wystartowali o 4.30 rano.

On był na mecie po 8 godz. i 58 min, dzięki czemu zajął wysokie 29 miejsce. I aż nie chce się wierzyć, że ten 35-letni nauczyciel wf. tak na poważnie bieganiem zajął się dopiero w tamtym roku.

To trzeba poczuć

„Go To Hell” to pierwsza na Pomorzu otwarta impreza biegowa o charakterze ultramaratonu. Start znajduje się w Gdyni koło dworca głównego PKP, a meta na Helu. Trasa biegnie m.in. przez Puck i Władysławowo. To wyzwanie dla tych wszystkich, którzy uwielbiają przekraczać własne granice i mierzyć się ze swoimi słabościami, a zwycięzcą jest każdy, kto dotrze do mety o własnych siłach lub z małą pomocą wspierającego teamu.
– Większość ludzi i tak tego nie zrozumie. To trzeba poczuć na własnej skórze – Mateusz Hanyż nie ma wątpliwości. Na trasie zmagać się musiał z niesamowitym upałem, ulewą i straszną duchotą. Po pokonaniu tych niedogodności zrozumiał, że bieganie to dla niego nie tylko pasja i hobby, ale wielka uczta duchowa i porządna porcja niepowtarzalnych wzruszeń.
O czym się myśli podczas tak długiego biegu? – Właściwie o wszystkim – zapewnia Mateusz. – O najwspanialszych dniach swojego życia, czyli o narodzinach córek, o dniu ślubu, o siostrze, o mamie, tacie, przyjaciołach, ale też często o rock and rollu, czy też o przyziemnych banałach, jak o rybkach w akwarium.
W momentach kryzysowych, żeby nie powiedzieć całkowitego wyczerpania, ogromne wsparcie dawała mu obecność przyjaciela u boku. W jego przypadku było to Tomasz „Heciu” Hetmański.

Bieganie to dla mnie nie tylko pasja i hobby, ale wielka uczta duchowa i porządna porcja niepowtarzalnych wzruszeń.

Następne wyzwanie

Biegu po klifach, lasach i dzikich plażach Mateusz nie zapomni do końca życia. W przyszłym roku będzie miał okazję utrwalić sobie te widoki, albowiem planuje powrócić nad morze i zmierzyć się z dystansem 120 km. Być może też w czerwcu 2016 r. uda mu się spełnić największe sportowe marzenie, jakim jest udział w górskim ultramaratonie we włoskim Lavaredo. Tam do przebiegnięcia będzie 120 km na przewyższeniach sięgających 5500 m.

od 12 lat
Wideo

echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dolnoslaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto