Pan Zbigniew (imię zmienione) był zamożnym człowiekiem. Miał firmę, ładne mieszkanie, nowe samochody. I rodzinę. Choć wiele się w jego życiu zdarzyło do dzisiaj nie mówi złego słowa o swojej byłej partnerce.
- Byliśmy dobrym małżeństwem - ocenia po latach były oleśnicki piekarz, który zasłynął w mieście gorącymi bułkami, które w niedzielne popołudnie trafiały do sklepów. - W piekarni zaczynałem jako szeregowy pracownik, później zostałem kierownikiem, ajentem i wreszcie właścicielem interesu, z którym związałem się na kilkanaście lat - mówi oleśniczanin, który przez lata wspierał wiele lokalnych inicjatyw. - Sponsorowałem Pogoń, dawałem pieniądze dla biednych dzieci. Gdy mnie proszono, byłem gotów się dzielić tym, co miałem - opowiada i wspomina powódź z 1997 roku. - Pakowałem samochód i wiozłem ludziom chleb i wszystko czego potrzebowali.
Dzisiaj pan Zbigniew nie ma nic. Ani meldunku w dowodzie, ani mieszkania. Formalnie jest bezdomny. Mieszka w altanie na terenie jednego z oleśnickich ogrodów działkowych. Od sześciu lat. W murowanym domku ma łóżko, szafę na ubrania, regał na naczynia, niewielką kuchenkę. Nie ma tylko ogrzewania.
- Chciałbym kupić piecyk na węgiel, taki za 500-600 zł, ale to na razie poza moim zasięgiem - mówi. Jak człowiek zamożny znalazł się w miejscu, w którym jest obecnie? - W pewnym momencie coś zaczęło się psuć. Chyba alkohol miał tu spore znaczenie - przyznaje. - Wszystko szybko się potoczyło. Sprzedałem piekarnię, bo zacząłem tracić do niej serce. Potem odeszła żona, sprzedaliśmy mieszkanie. Pan Zbigniew kupił kolejne. Zamieszkał sam. - Ale na karku miałem komornika. Sprzedałem to mieszkanie, żeby oddać pieniądze i popełniłem najgorszy błąd - mówi. - Gdybym oddał je komornikowi, miasto musiałoby dać mi lokal socjalny, a w tej sytuacji mieszkanie mi się nie należy. Przecież je miałem, sprzedałem. Że na długi. To nikogo nie obchodzi.
Pan Zbigniew ma w Oleśnicy brata, niedaleko mieszka jego córka. - Brata często odwiedzam, do córki też zaglądam, ale nigdy nie zgodzę się, żeby u niej zamieszkać - mówi stanowczo. - Córka ma swoje życie, nie mogę być na jej łasce. Rok temu, gdy były duże mrozy, zostałem u niej na kilka dni. Ale wiem, kiedy trzeba się wycofać. Wiem, gdzie moje miejsce. Pan Zbigniew nie korzysta z pomocy opieki społecznej. - Zrezygnowałem z darmowych obiadów, gdy pracownica ośrodka zaczęła nalegać, żebym podał o alimenty swoje dzieci. Nigdy tego nie zrobię - mówi mężczyzna, który utrzymuje się z dorywczych prac. - Pomaga mi PCK, a ja, jak jest potrzeba, też wspieram Czerwony Krzyż. Przeładowuję towar, jeżdżę po meble - wylicza bezdomny, którego pytamy także o to, jak zamierza spędzić najbliższe święta. U córki? - Nie, raczej nie - mówi cicho. - Prędzej u siebie, albo, jeśli się trafi, na zastępstwie w ochronie.
Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?