Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Współpracuje z Marvelem rysując im komiksy: Piotr Kowalski: Marzę, żeby rysować przygody o Batmanie

Arkadiusz Gołka
archiwum prywatne Piotra Kowalskiego
Ten 37-letni rysownik komiksowy opowiedział nam o swojej współpracy z wydawnictwem Marvel i Stephenem Kingiem. Szkicowania uczył się od Grzegorza Rosińskiego i jest jedynym Polakiem, który rysował komiksy o Hulku.

Piotr Kowalski pracuje jako ilustrator, grafik i rysownik komiksów. Jego prace ukazywały się m.in. w "Nowej Fantastyce", "Magii i Miecz", "Fenixie" i "Złotym Smoku". W 2001 roku wydał swój komiks "Gail". W 2011 roku pojawił się na amerykańskim rynku, razem z Jamesem Wanem, przygotowując komiksową mini serię "Malignant Man", którą wydawało Boom!Studios. Kowalski współpracuje z wydawnictwem Marvel. W kilku zeszytach miał okazję m.in. rysować postać Hulka. Teraz razem ze Stephenem Kingiem rysuje komiksową wersją jego serii książek "Mroczna Wieża".

Czy wścieka się Pan, tak po ludzku, gdy komiks ciągle jest redukowany do infantylnej rozrywki dla dzieci? Gdy mówi się, że dorosłemu nie wypada czytać komiksów?

Oj wściekam się, oczywiście! Ale nic już z tym nie mogę zrobić (śmiech). Takie postrzeganie komiksów jest charakterystyczne dla państw postkomunistycznych. A przecież za czasów PRL komiksy o Kapitanie Żbiku wychodziły w liczbie 120 tysięcy egzemplarzy! Teraz w Polsce działają tylko niszowe wydawnictwa, które wydają komiksy w nakładzie 800-1000 egzemplarzy i muszą je sprzedawać przez rok albo dwa. Brzmi to kiepsko, ale taka jest niestety prawda. Nie można też w naszym kraju wykształcić się w kierunku rysowniczym. Zaakceptowałem już to, że jako naród się taką formą sztuki nie interesujemy. W ogóle raczej nie mamy hobby, zazwyczaj brakuje nam na to czasu. A więc skąd nagle ma się u nas wziąć zainteresowanie komiksem?

A nad którą częścią komiksu pracuje Pan najdłużej?

Są to zdecydowanie techniczne aspekty wykonywania planszy. Najtrudniejsza jest kompozycja planszy. Muszę przesłać wydawcy jej szkic i storyboard, a potem nałożyć tusz. W "Mrocznej wieży" i "Hulku" musiałem wykonywać na samym początku wielu poprawek. Kiedyś rysowałem dla francuskiego wydawcy komiks o przygodach bardzo bogatej postaci i w wiadomości mailowej kazano mi poprawiać na każdej planszy jej zegarek, z dorysowywaniem mnóstwa szczegółów. Tak aby wyglądał na bardziej wartościowy. Innym razem, także na polecenie francuskich zleceniodawców, musiałem dorysowywać sznurówki do butów.

Jak Pan ocenia różnice pomiędzy pracą na komiksowym rynku europejskim a amerykańskim?

Różne jest przede wszystkim tempo pracy. W Europie tworzy się półtora albo dwa albumy rocznie, a w USA 22 plansze na... trzy tygodnie. Dla amerykańskiego odbiorcy narysowałem w 2014 roku 19 zeszytów. Za wielką wodą pracuje się po prostu taśmowo. Nikt tam nie czekałby rok na kolejny komiks swojego ulubionego rysownika, jak to potrafi zrobić publika na rynku frankofońskim. W Ameryce rysownik musi pracować nad trzema-czterema projektami jednocześnie i siłą rzeczy niektóre plansze oddaje niedopracowane. Ja zajmuję się w tej chwili czterema projektami na raz, między innymi nad tytułem "The Steam man" dla wydawnictwa Dark Horse. Ukaże się w październiku.

Co z kolei sądzi Pan o japońskiej mandze? Bo to jeszcze inny świat...

Tak, stanowi zagadnienie na bardzo długą rozmowę. Sztuka japońska jest wybitnie specyficzna i posługuje się innym kodem graficznym. Wielu czytelników z krajów zachodnich rwie sobie włosy z głowy, widząc niektóre sceny seksu z małymi dziewczynkami w mandze i anime. Padają zarzuty o pedofilię, ale to nie tak. Te dziewczynki faktycznie na łamach japońskich komiksów wyglądają jak dzieci, ale w w fabule komiksu; w zamierzeniu twórcy są dorosłe. Mają dwadzieścia kilka lat lat i więcej. Działa tu po prostu inny kod rysunkowy, wynikający z innego kodu kulturowego. Manga to rynek pełen fantastycznych rysowników. Rocznie rysują oni tam około 600 plansz, co jest tempem porażającym, wręcz szaleńczym! Siłą rzeczy w tych komiksach niektóre kadry są puste lub pustawe, co równoważy się kompozycją planszy z detalami w innym miejscu. Rysunki wyglądają w Japonii po prostu inaczej, są dla nas nieznane i niezrozumiałe. Ja sam nie czytam mangi, bo te różnice są dla mnie zbyt duże.

A jaki jest pański ulubiony bohater lub antybohater komiksowy? I którego chciałby Pan wziąć na warsztat?

Moją ukochaną postacią z rynku frankofońskiego jest oczywiście Thorgal. Pozostaję cały czas pod wielkim wpływem legendarnej twórczości Grzegorza Rosińskiego i oczywiście chciałbym kiedyś móc rysować postać dzielnego wikinga. Jestem też zagorzałym fanem stylu Enrico Mariniego. Jeśli chodzi o rynek amerykański, to moim celem jest "zaatakowanie" podziwianej przeze mnie postaci Batmana i wydawnictwa Detective Comics. Raczej wycofuje się teraz ze współpracy z frankofońskimi wydawcami. Na szczęście Amerykanie chętnie przyjmują niezależnych rysowników i odchodzą od x-menowej czy spider-manowej kreski Jima Lee. Eksperymentują z doborem współpracowników przy różnych spin-offach.

Wspominał Pan w innych wywiadach, że nie potrafi malować i nie zajmuje się tym. To naprawdę może sprawić trudność komuś o tak rozwiniętym talencie artystycznym?

Nieprzypadkowo na każdej Akademii Sztuk Pięknych są osobne wydziały malarstwa i grafiki. Te talenty rzadko idą ze sobą w parze, choć zdarzają się rysownicy potrafiący też doskonale malować. Tak jak wspomniany już tu Rosiński. Ale na przykład także już przeze mnie przytaczany Marini tylko maluje, przypomina w tym artystę-impresjonistę. Zamyka świat w barwach, a mi bardziej odpowiada wyrażanie się kreską, konturem. Nie umiem odczytywać i używać barw. Próbowałem malowania i wyglądało to zawsze koszmarnie. Nie chcę skończyć jak Milo Manara, który świetnie rysuje, ale kompletnie nie idzie mu z kolorami.

A czego nauczył się Pan od Grzegorza Rosińskiego w jego pracowni?

To w zasadzie nie były stricte lekcje. Ale pokazał mi kilka kodów graficznych, takich sztuczek. Dotyczyły głównie sposobów komponowania pracy pod kątem przywiązania do detalu. Jak układać scenografię, całe plansze, tak aby czytelnik mógł czytać całe otoczenie. Uświadomił mi, że dla wrażenia realizmu ono jest równie ważne jak postacie. To taka szkoła komiksu frankofońskiego. Działo się to tuż po moim komiksie "Gail" i techniki Rosińskiego nie bardzo mi na początku wychodziły. Dopiero potem lepiej je opanowałem (śmiech).

Czy polski komiks ma szansę w końcu wyprodukować coś, co by mogło się przebić za granicę? Tak jak udało się to zrobić twórcom serii gier o Wiedźminie.

Komiks w Polsce się rozwija, ale nasi rysownicy nie mogą liczyć na rozgłos, bo są zbyt lokalni. Nie funkcjonują w światowym mainstreamie i niestety nie widzę szansa na zmianę. Ich bolączką jest niszowość, lokalność. Nie udało nam się stworzyć w Polsce bohatera, który porwałby tłumy czytelników na świecie i nam się to nie uda. Mamy z kolei sporo rysowników w zagranicznych wydawnictwach, którzy mogliby zawojować szeroką publikę. Od czasu do czasu Polacy potrafią zabłysnąć, ale ogólnie pod względem zawodowstwa nie bardzo sobie radzą. Ja sam staram się wypracować swoją pozycję, co miesiąc publikując coś nowego. To niezbędne, inaczej wypadnie się z wydawniczego obiegu.

Rozmawiał Arkadiusz Gołka

Tysiące ludzi przebranych za postaci z komiksów. W Londynie zakończył się MCM Comic Con:

Źródło: RUPTLY/x-news

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto