Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wrocławskie latarnie gazowe

Bartosz Wawryszuk
Latarnia gazowa, Wrocław 1979 r.
Latarnia gazowa, Wrocław 1979 r. Wiesław Dębicki
Gdy pod koniec maja 1847 r. we Wrocławiu zaczęła pracować pierwsza gazownia, wieczorami na ulicach od razu zrobiło się jaśniej. Bo wtedy gaz dawał przede wszystkim światło.

Pierwsze gazowe latarnie uliczne zapłonęły w 1814 r. w Londynie. W ślad za tą metropolią poszły inne – Paryż, Wiedeń, Drezno i Berlin. Wrocław nie pozostawał długo w tyle. 23 maja 1847 r. zapaliło się 758 latarni w centrum i na promenadzie wzdłuż fosy miejskiej. Ówczesna „Schlesische Zeitung” donosiła: „Wieczorem o godzinie 9, ku uciesze zaskoczonej publiczności, pierwszy raz rozbłysło oświetlenie gazowe. Poszczególne płomienie, które mają kształt wielkich tulipanowych liści, płoną w latarniach, których górne i dolne ramki są przymocowane do narożników domów przez boczne sztaby, dzięki czemu ziemia jest równomiernie oświetlona”.

– Gazowe lampy pojawiły się we Wrocławiu kilka lat wcześniej – mówi Miron Urbaniak, doktorant z wydziału historii Uniwersytetu Wrocławskiego. – Pierwszy wprowadził je w 1843 r., w domu i warsztacie przy ul. Rydygiera, Heinrich Mainecke. Zawodowe szlify zdobywał pod okiem R. Blochmanna, budowniczego pierwszej – opartej na rodzimym kapitale – gazowni w Niemczech.

Jaśniej = bezpieczniej
Na Rydygiera zbudował miniaturową gazownię, która zasilała pierwszą w mieście gazową latarnię uliczną. Fama szybko się rozeszła i właściciel restauracji Pod Złotą Gęsią zamówił u Maineckego lampy gazowe. Podobne instalacje zamawiali później m.in. wrocławscy hotelarze. A Mainecke po pewnym czasie zajął się inną branżą i stworzył przedsiębiorstwo produkujące wodomierze.

Jasno oświetlony lokal wzbudził zainteresowanie i magistrat zlecił budowę gazowni wraz z siecią rozprowadzającą. Lampy miały poprawić bezpieczeństwo.
– I faktycznie, po wprowadzeniu oświetlenia gazowego spadła liczba przestępstw. Stosowane wcześniej latarnie olejowe dawały marne światło. A ich utrzymanie było kłopotliwe ze względu na konieczność ciągłego ręcznego uzupełniania oleju – tłumaczy Urbaniak.

Budowa pierwszej gazowni przy ul. Tęczowej trwała 2 lata. Inwestycję miasto zleciło w 1845 r. dwóm prywatnym przedsiębiorcom, którzy zyskali 25-letni monopol na oświetlenie i zaopatrywanie odbiorców prywatnych w gaz.

Kilka lat po uruchomieniu zakładu zainteresowanie oświetleniem gazowym było ogromne. Większość odbiorców stanowili prywatni klienci. W 1851 r. zużycie gazu w mieście wyniosło 830 tys. m3, z czego indywidualni mieszkańcy zużywali ok. 530 tys.

Wyżyłowane ceny
Po 10 latach okazało się, że Wrocław zużywał już prawie 2,3 mln m3. I chociaż gazowania na Tęczowej była powiększana i unowocześniana, wciąż nie zaspokajała potrzeb miasta. A spółka, do której należał zakład, nastawiona była głównie na zysk. Opornie odnosiła się do postulatów rozbudowy i utrzymywała wysokie ceny gazu. Dlatego w latach 60. XIX w. magistrat postanowił wybudować własną gazownię dla prawobrzeżnej części miasta.

Zaczęła działać w 1864 r. Ulokowano ją nad brzegiem Odry, w miejscu dzisiejszego urzędu wojewódzkiego. Miejsce było fatalne – osiadający grunt spowodował spękania na zbiorniku i kominie. Władze zabiegały o przejęcie gazowni na Tęczowej. Nastąpiło to w 1870 r.

Ciągle mało
Po kilku latach jednak znowu pojawiły się problemy z dostawami gazu. W latach 80. XIX w. rajcy uchwalili budowę trzeciej gazowni. Postawiła ją w 1881 r. przy ul. Trzebnickiej berlińska firma Philippa Oechelhäusera. Wtedy miasto zużywało prawie 11 mln m3 gazu, bo oprócz oświetlania, zaczęto go już wykorzystywać w kuchenkach. Na początku XX w. gazownie produkowały 20 mln m3, a na ulicach było 7300 latarni.

W pierwszych latach poprzedniego stulecia rozpoczęła się największa z inwestycji gazowych w mieście. Na Tarnogaju zbudowano i 101 lat temu uruchomiono jeden z największych w ówczesnej Europie kompleksów, który kosztował 13,1 mln marek. O skali przedsięwzięcia świadczą liczby: 30 pieców do odgazowywania węgla, dwa zbiorniki (każdy po 110 tys. m3.), skład węgla na 22 tys. ton, wieża ciśnień i elektrownia. Do II wojny światowej zakład powiększano – w latach 30. XX w. produkował 300 tys. m3 gazu na dobę. Zamykano starsze gazownie – nad Odrą, na Tęczowej i przy Trzebnickiej. Moloch na Tarnogaju zaopatrywał wrocławian do 1990 r., kiedy nastąpiło całkowite przejście na gaz ziemny. Ostatni zakład na gaz węglowy na Dolnym Śląsku został zamknięty 10 lat temu w Międzylesiu.

Zobacz także:

Wrocławskie tramwaje
NOT - twierdza techników
Opera wrocławska - odzyskana świetność

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dolnoslaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto