Pierwsze gazowe latarnie uliczne zapłonęły w 1814 r. w Londynie. W ślad za tą metropolią poszły inne – Paryż, Wiedeń, Drezno i Berlin. Wrocław nie pozostawał długo w tyle. 23 maja 1847 r. zapaliło się 758 latarni w centrum i na promenadzie wzdłuż fosy miejskiej. Ówczesna „Schlesische Zeitung” donosiła: „Wieczorem o godzinie 9, ku uciesze zaskoczonej publiczności, pierwszy raz rozbłysło oświetlenie gazowe. Poszczególne płomienie, które mają kształt wielkich tulipanowych liści, płoną w latarniach, których górne i dolne ramki są przymocowane do narożników domów przez boczne sztaby, dzięki czemu ziemia jest równomiernie oświetlona”.
– Gazowe lampy pojawiły się we Wrocławiu kilka lat wcześniej – mówi Miron Urbaniak, doktorant z wydziału historii Uniwersytetu Wrocławskiego. – Pierwszy wprowadził je w 1843 r., w domu i warsztacie przy ul. Rydygiera, Heinrich Mainecke. Zawodowe szlify zdobywał pod okiem R. Blochmanna, budowniczego pierwszej – opartej na rodzimym kapitale – gazowni w Niemczech.
Jaśniej = bezpieczniej
Na Rydygiera zbudował miniaturową gazownię, która zasilała pierwszą w mieście gazową latarnię uliczną. Fama szybko się rozeszła i właściciel restauracji Pod Złotą Gęsią zamówił u Maineckego lampy gazowe. Podobne instalacje zamawiali później m.in. wrocławscy hotelarze. A Mainecke po pewnym czasie zajął się inną branżą i stworzył przedsiębiorstwo produkujące wodomierze.
Jasno oświetlony lokal wzbudził zainteresowanie i magistrat zlecił budowę gazowni wraz z siecią rozprowadzającą. Lampy miały poprawić bezpieczeństwo.
– I faktycznie, po wprowadzeniu oświetlenia gazowego spadła liczba przestępstw. Stosowane wcześniej latarnie olejowe dawały marne światło. A ich utrzymanie było kłopotliwe ze względu na konieczność ciągłego ręcznego uzupełniania oleju – tłumaczy Urbaniak.
Budowa pierwszej gazowni przy ul. Tęczowej trwała 2 lata. Inwestycję miasto zleciło w 1845 r. dwóm prywatnym przedsiębiorcom, którzy zyskali 25-letni monopol na oświetlenie i zaopatrywanie odbiorców prywatnych w gaz.
Kilka lat po uruchomieniu zakładu zainteresowanie oświetleniem gazowym było ogromne. Większość odbiorców stanowili prywatni klienci. W 1851 r. zużycie gazu w mieście wyniosło 830 tys. m3, z czego indywidualni mieszkańcy zużywali ok. 530 tys.
Wyżyłowane ceny
Po 10 latach okazało się, że Wrocław zużywał już prawie 2,3 mln m3. I chociaż gazowania na Tęczowej była powiększana i unowocześniana, wciąż nie zaspokajała potrzeb miasta. A spółka, do której należał zakład, nastawiona była głównie na zysk. Opornie odnosiła się do postulatów rozbudowy i utrzymywała wysokie ceny gazu. Dlatego w latach 60. XIX w. magistrat postanowił wybudować własną gazownię dla prawobrzeżnej części miasta.
Zaczęła działać w 1864 r. Ulokowano ją nad brzegiem Odry, w miejscu dzisiejszego urzędu wojewódzkiego. Miejsce było fatalne – osiadający grunt spowodował spękania na zbiorniku i kominie. Władze zabiegały o przejęcie gazowni na Tęczowej. Nastąpiło to w 1870 r.
Ciągle mało
Po kilku latach jednak znowu pojawiły się problemy z dostawami gazu. W latach 80. XIX w. rajcy uchwalili budowę trzeciej gazowni. Postawiła ją w 1881 r. przy ul. Trzebnickiej berlińska firma Philippa Oechelhäusera. Wtedy miasto zużywało prawie 11 mln m3 gazu, bo oprócz oświetlania, zaczęto go już wykorzystywać w kuchenkach. Na początku XX w. gazownie produkowały 20 mln m3, a na ulicach było 7300 latarni.
W pierwszych latach poprzedniego stulecia rozpoczęła się największa z inwestycji gazowych w mieście. Na Tarnogaju zbudowano i 101 lat temu uruchomiono jeden z największych w ówczesnej Europie kompleksów, który kosztował 13,1 mln marek. O skali przedsięwzięcia świadczą liczby: 30 pieców do odgazowywania węgla, dwa zbiorniki (każdy po 110 tys. m3.), skład węgla na 22 tys. ton, wieża ciśnień i elektrownia. Do II wojny światowej zakład powiększano – w latach 30. XX w. produkował 300 tys. m3 gazu na dobę. Zamykano starsze gazownie – nad Odrą, na Tęczowej i przy Trzebnickiej. Moloch na Tarnogaju zaopatrywał wrocławian do 1990 r., kiedy nastąpiło całkowite przejście na gaz ziemny. Ostatni zakład na gaz węglowy na Dolnym Śląsku został zamknięty 10 lat temu w Międzylesiu.
Zobacz także:
Wrocławskie tramwaje
NOT - twierdza techników
Opera wrocławska - odzyskana świetność
Kto musi dopłacić do podatków?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?