Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wrocław. Tajemnicza śmierć klienta w klubie w Rynku

Marcin Rybak
Tancerka z nocnego klubu "Candy" przy wrocławskim Rynku upiła klienta na śmierć - twierdzi prokuratura. Podała mu w krótkim czasie osiem kieliszków alkoholu. Szósty i siódmy sama wlewała mu do ust, choć on wypluwał alkohol. Ósmy rzucił na podłogę. Niedługo potem zasłabł, stracił przytomność, przestał oddychać. Prokuratura oskarżyła tancerkę o nieumyślne spowodowanie śmierci klienta. Ona nie przyznaje się do winy. Do sądu wpłynął właśnie akt oskarżenia w tej sprawie.

„Candy” to jeden z klubów sieci działającej kiedyś pod wspólną marką „Cocomo”. Dziś mają różne nazwy, choć większość z nich jest częścią jednej grupy biznesowej. We wrocławskim Rynku i okolicach jest ich co najmniej sześć. Często powtarzają się skargi klientów, którzy – po wypiciu alkoholu – tracili świadomość a potem okazywało się, że z ich bankowych rachunków ginęły duże pieniądze. Czasem dziesiątki tysięcy złotych.

Gość klubu "Candy" zmarł w kwietniu 2017 roku. Pisaliśmy wówczas o tej tragedii na GazetaWroclawska.pl. Teraz prokuratura zakończyła śledztwo i skierowała do sądu akt oskarżenia.

Pochodzący z Turcji 35 – letni mężczyzna pojawił się w „Candy” 17 kwietnia 2017 roku około godziny 23. Był z kolegą. Od godziny 1.42 mężczyzna przebywał z tancerką Natalią J. w osobnej loży na tzw. prywatnym tańcu. Ważnym dowodem jest monitoring pokazujący co działo się w loży. W ciągu 20 minut kobieta podała mu do wypicia osiem kieliszków z alkoholem. Pierwsze cztery wypił, piaty wypluł. Szósty i siódmy tancerka sama wlewała mu do ust, ale 35-latek także wypluł alkohol. Była godzina 1.59. Minutę później tancerka podała mężczyźnie ósmy kieliszek. Ale on rzucił nim na ziemię. Pięć minut później zasłabł i osunął się na ziemię.

Natalia J. została przy nim. Nacierała mu plecy i kark kostkami lodu, poszturchiwała jego głowę. Rozpylała nad nim jakąś substancję w aerozolu. O godzinie 3.26 – czytamy w uzasadnieniu aktu oskarżenia – mężczyzna przestał oddychać. Skąd to wiadomo? Tak śledczy interpretują zapis monitoringu. O 3.26 „nie obserwuje się ruchów oddechowych”. Ale przez przeszło 20 kolejnych minut nic się nie dzieje. Mężczyzna leży na podłodze i nikt nie udziela mu pomocy. Dopiero o 3.59 jego kolega zainteresował się losem 35 – latka. Chciał go zabrać do domu. Mieli mu pomóc ochroniarze lokalu. Tancerka zaczęła krzyczeć, że on zrobił się siny i zimny. Dopiero wtedy wezwano pogotowie i policję. Reanimacja trwała przeszło godzinę, ale nie przyniosła skutku.

Przyczyny śmierci były dwie - zatrucie alkoholem i przewlekła choroba serca. W organizmie Turka ujawniono też ślady GHB – substancji potocznie zwanej „pigułką gwałtu” i w takim celu często stosowanej. Ale ta substancja występuje też naturalnie w organizmie człowieka. Co więcej. Biegli badający zmarłego nie wykluczyli, że GHB w takim stężeniu, w jakim ujawniono u Yigita I., mogło być też efektem przemian pośmiertnych. Co ciekawe – 35-latek miał też w organizmie ślady związku chemicznego używanego do skażania alkoholu przemysłowego. Skąd się wziął? Nie wiadomo. Wiadomo, że do śmierci przyczyniły się tylko alkohol i choroba serca.

Biegli ocenili, że „personel” klubu „Candy” nie zajmował się właściwie mężczyzną, który zasłabł. A pracownicy powinni być przygotowani i wyczuleni na takie sytuacje. Gdy mężczyzna przestał oddychać, natychmiast należało zacząć masaż serca i sztuczne oddychanie. Oraz od razu wezwać pogotowie. Nie ma pewności – przyznaje oskarżenie – że właściwa pomoc uratowałaby 35 – latka. Ale zwiększyłaby jego szanse na przeżycie.

Prokuratura postawiła przed sądem dwie kobiety. Anna W. była menedżerem lokalu. Prokuratura będzie przekonywać sąd, że nie interesowała się losem mężczyzny, nie zareagowała właściwie na to co się stało, „zaniechała podjęcia podstawowych czynności ratujących życie i zwlekała z wezwaniem pogotowia". Podobny zarzut usłyszała tancerka Natalia J. W opisie zarzucanego jej przestępstwa jest mowa o tym, że to ona sama doprowadziła mężczyznę do „stanu głębokiego upojenia alkoholowego”.

Obie kobiety nie pracują już dziś w „Candy”. Obie nie przyznały się do zarzutów. Była menedżerka odmówiła wyjaśnień. Natalia J. tłumaczyła śledczym, że opiekowała się mężczyzną „w sposób przyjęty w klubie”. Obu kobietom grozi do pięciu lat więzienia.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto