Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tomasz Organek: "Nie rozumiem fetyszu porównywania i nagradzania" [rozmowa NaM]

Krzysztof Żyła
Tomasz Organek: "Nie rozumiem fetyszu potrzeby porównywania i nagradzania"
Tomasz Organek: "Nie rozumiem fetyszu potrzeby porównywania i nagradzania" Natalia Popczyk
Fatalista Tomasz Organek opowiada o potłuczonych życiorysach, młodości, poczuciu docenienia i smutnej bezsensowności Fryderyków, na które - o ironio - ma spore szanse.

Tomasz Organek to współzałożyciel zespołu Sofa, z którym nagrał trzy albumy i zaistniał w rodzimej fonografii. W 2006 roku wystąpił gościnnie jako wokalista i współautor tekstów na płycie Smolika pt. "3", a w 2009 roku jako gitarzysta i wokalista na płycie Kayah "Skała". W 2010 roku zaśpiewał w utworze "Mind Goes Blank" Foxa, z którym zdobył nagrodę Jury Festiwalu TOP trendy 2010. Dwa lata później otrzymał Fryderyka w kategorii Nowa Twarz Fonografii.

Od 2013 roku działa pod swoim szyldem w ramach projektu Ørganek. W maju 2014 roku ukazał się debiutancki album zespołu zatytułowany "Głupi", dzięki któremu Organek otrzymał między innymi Nagrodę Programu 3 Polskiego Radia im. Mateusza Święcickiego oraz Nagrodę im. Grzegorza Ciechowskiego.

Między innymi z tych wyróżnień tłumaczy się w rozmowie.

Organek snuje historie życiowych wykolejeńców, postaci smutnych, umorusanych i zdezelowanych jak stary ogrodowy sprzęt” – to cytat z jednej z recenzji "Głupiego".

Przyznam, że ładne. Nie mogę się z tym nie zgodzić. Tak jakoś wyszło, że opowiadam historie ludzi potłuczonych, zmasakrowanych przez los – wielu takich spotkałem w swoim życiu. Zresztą, czy życie jakiegokolwiek człowieka jest proste? Każdy ma w pewnym momencie kręto i pod górkę. Myślę jednak, że te moje opowieści są na tyle oryginalne, że każdy może odnieść je do swojego życia i znaleźć w nich coś o sobie, a jeżeli nie… to posłucha sobie po prostu historii, które są prawdziwe, z życia wzięte.

Ale nie powiesz chyba, że w życiu nie zdarza się nic miłego?

Oczywiście, że się zdarza. Nawet w moim, mimo że opowiadam takie a nie inne przygody. Jedno nie wyklucza drugiego. Człowiek nie jest skazany na udrękę, każdy jest kowalem swojego losu, przynajmniej po trosze, bo całego wykuć sobie nie możemy. Mnie jako fatalisty mało zaskakuje, nie obrażam się na życie, człowieka spotyka to, co po prostu ma go spotkać, musi.

Dlaczego tak długo czekałeś z wynurzeniem swojego solowego peryskopu? Na dobrą sprawę debiutujesz po kilkunastu latach na scenie

Chciałem zrobić to dobrze, na pewniaka. Musiałem dojrzeć do wiedzy, świadomości, co chce przez to pokazać, co napisać, skomponować. Nie chciałem, żeby ta płyta służyła wyłącznie zaspokojeniu własnego ego, aktem samouwielbienia, oto patrzcie - wydałem płytę pod własnym nazwiskiem. To zupełnie mnie nie interesowało. Człowiek musi dojrzeć i zrozumieć samego siebie. Wiedzieć, kim jest, kim chce być i kim mógłby.

Mieliśmy w Polsce muzyce wykwit zdolnych pań: Julii Marcell, Meli Koteluk, Gaby Kulki. Teraz przyszedł czas na panów: Ciebie, Skubasa, Krzyśka Zalewskiego. Panie przetarły szlaki? Zaprosiły do białego tanga?

W sumie masz rację. Ale czy warto dzielić to na płcie? To raczej zbieg okoliczności, tak się jakoś złożyło. Nie czekałem na moment aż dziewczyny dadzą znak – chłopaki, można nagrywać. Mogę mówić tylko za siebie. Dla mnie nadszedł na to po prostu odpowiedni moment, coś w głowie mi przeskoczyło i stwierdziłem, że już wiem jak, że mogę. Kibicowałem serdecznie Radkowi (Skubasowi – red.), kiedy odważył się na solową ścieżkę, ale dla każdego ten czas przychodzi w innym momencie.

Pamiętasz, kiedy ostatnio byłeś w taj długiej trasie? Organizm nadąża?

Pamiętam, za dobrych czasów z Sofą, ale to już dobry kawał czasu temu. W busie panuje świetna atmosfera, a to w podróżach podstawa. Czasami trzeba posprzątać po koledze, ale nikt nie robi tego z fochem. To ogromnie ważny element całej układanki, jak w pracy jest serdecznie, to cała reszta przychodzi łatwiej.

Wykonujesz swoją wersję utworu „Ta nasza młodość”. Którą z nich przeżywa Tomasz Organek, pierwszą czy drugą?

Nie dziele ich. Tak naprawdę to przecież stan umysłu. Niedawno spotkałem człowieka, który ma 70 lat i nadal jest młody, w jego oczach nie dostrzegłem starości. Oczywiście nie mówię o tej fizycznej, bo to są dwie różne rzeczy. Zestarzeć można się tak naprawdę w wieku dwudziestu-kilku lat. Mam nadzieję, że mnie jeszcze nie dorwała ta starość psychiczna, mentalna.

Czytaj też: Jacek "Budyń" Szymkiewicz: Żyjemy w kraju, który chyba nie należy do Polaków [rozmowa NaM]

Co roku w Polsce wydawanych jest kilkanaście płyt na światowym poziomie. Niestety, większość z nich przechodzi bokiem, bez echa. Dlaczego akurat Tobie się udało, dlaczego o „Głupim” się mówi, a przede wszystkim słucha?

Nie mam pojęcia, co takiego wyróżnia „Głupiego”. To płyta szczera, nagrana po prostu od serca. To jedyne rady, jakich mógłbym komukolwiek udzielać. Jeżeli ma się coś do powiedzenia i chce się tym z kimś podzielić, trzeba to sobie dokładnie przemyśleć i wyrzucić to z siebie. Mówmy otwartym tekstem, szczerze. Ja wychodzę do ludzi z pełnym otwarciem, podaję się na talerzu. Wraz z kombinowaniem, kalkulowaniem zaczyna się bełkot. Niezależnie od gatunku czy stylistyki najważniejsza w tej całej sztuce jest szczerość. Oczywiście nie gwarantuje to sukcesu, nazwijmy to komercyjnego czy materialnego. Takie przełożenie nie istnieje, ale oprócz tak niezbędnych składowych w wykonywaniu tego zawodu jak talent i warsztat, potrzebna jest też szczerość.

Jesteś obecny w branży muzycznej od prawie 15 lat. Grałeś z Sofą, Kayah czy Foxem. Branża cię doceniała, ale bez fajerwerków aż nagle posypały się wyróżnienia. Nagroda im. Grzegorza Ciechowskiego, Mateusz „Trójki”. Przetrawiłeś już ten sukces?

To miłe. Fajnie, że tak wyszło, bo te nagrody swoje ważą, ale nie budzę się przez to rano z wypiekami na twarzy, bo dostałem takie czy inne wyróżnienie. Nic nie zaburzyło mojego rytmu dziennego czy życiowego. Człowiek się czuje doceniony, a to jest ważne w życiu i to pomaga. Jeżeli ktoś mówi inaczej, przyjmuje jakąś dziwną pozę, której nie rozumiem. To miły wyznacznik tego, że to, co robię – robię dobrze i moja praca ma sens. W taki sposób do tego podchodzę.

Wasze solowe „wyjścia z szafy” są dla mnie przejawem dobrego kierunku w jakim zmierza polska scena muzyczna. Tymczasem Wojciech Mazolewski narzeka na zarobki muzyków, Tymon Tyrański robi film z jasną tezą. Jak to wygląda z Twojej perspektywy?

Powiem tak, nie jeździmy limuzynami i nie pijemy szampana do kolacji. Sukces – nazwijmy to medialny nie zawsze pociąga za sobą ten finansowy. W naszym kraju bardzo ciężko żyje się z muzyki, a z tej niezależnej to już w ogóle inna baja. Dobrze, spokojnie może wieść się artystom mainstreamowym, którzy lecą w dużych stacjach radiowych i biorą udział w różnego rodzaju sytuacjach telewizyjno-promocyjnych. Każdy ma swoją drogę i nie można jej krytykować. Nie wyobrażam sobie, żeby "Głupi ja" poleciał w RMF-ie, chyba, że się zdziwię, a chciałbym. Ale żeby to się stało, musiałby się zmienić tego typu stacje, bo ja nie zamierzam.

Zobacz też: W marcu poznamy nominacje do Fryderyków 2015. Będzie więcej kategorii

Na początku marca mamy poznać nominacje do Fryderyków, pojawiła się nowa kategoria – "muzyka korzeni". Spodziewasz się wieści?

Coraz częściej pojawiają się te pytania, coś jest na rzeczy. A tak poważnie… to nie mam pojęcia. Nie rozumiem tego fetyszu potrzeby porównywania i nagradzania. Nie spędza mi to snu z powiek. Wiem, że wytwórnia zgłosiła płytę do nominacji. Sam jestem członkiem akademii ZPAV i co roku głosuję, nawet lubię ten moment głosowania. W tym roku pewnie postawię krzyżyk przy sobie, skoro mam takie prawo, szkoda nie skorzystać.

W rozmowie z Arturem Rawiczem narzekałeś na Fryderyki. I doczekałeś się, są nowe kategorie.

No i super, to wreszcie może mieć sens. Szkoda, że ta nagroda jest tak nieistotna, każda branża powinna mieć swoją laurkę, wawrzyn. Pisarze mają Nike czy Angelusa i to są naprawdę ważne wyróżnienia, które mają sens. Fryderyki nie są przecież transmitowane w telewizji, o czwartej rano nawet TVP Kultura nie puści, to skąd ludzie
mają wiedzieć, kto i za co jest w tej branży ceniony. To jest totalny nonsens. Komu to służy? Na pewno nie nam.

Chodzą słuchy, że lada dzień macie wejść do studia. Będzie następca „Głupiego”?

Oczywiście, że będzie. Nie wyobrażam sobie innej sytuacji. Optymistycznie wykluje się na bieżącego roku, może początek przyszłego. Mamy dużo siły, energii, pomysłów, są nowe teksty.

W drużynie więc pełna mobilizacja?

Tylko i wyłącznie, żadnego strachu i spiny. My nic nie musimy nikomu udowadniać. Fajnie żre i do póki tak będzie, będziemy się lubić i kolegować, będziemy razem działać. Chcemy po prostu nagrać dobrą płytę, i to wszystko.

Rozmawiał Krzysztof Żyła

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto