Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Strzelce Kraj. Zapał dwóch kobiet dał nowe życie ich podopiecznym z warsztatów terapii zajęciowej

Redakcja
- Teraz wręcz się zaprzyjaźniłyśmy z panią Dąbrowską – mówią Małgorzata Kobelak i Ewa Rodzeń (po środku). Na zdjęciu z Pawłem (z lewej), Piotrem i ich mamą Wiesławą.
- Teraz wręcz się zaprzyjaźniłyśmy z panią Dąbrowską – mówią Małgorzata Kobelak i Ewa Rodzeń (po środku). Na zdjęciu z Pawłem (z lewej), Piotrem i ich mamą Wiesławą. Anna Rimke
Czarne ściany, przegniłe deski na podłodze w kuchni, cieknący zlew, beton na podłodze w łazience… i hałdy wszystkiego, co przez kilkadziesiąt lat udało się rodzinie zgromadzić – tak wyglądało mieszkanie, które dwie terapeutki ze strzeleckich warsztatów postanowiły wyremontować. Nikt je o to nie prosił. Wręcz przeciwnie.

Mały popegerowski blok w Licheniu, wsi kilka kilometrów za Strzelcami Krajeńskimi. W mieszkaniu na parterze mieszka pięcioosobowa rodzina: 70 letnia Wiesława Dąbrowska z czwórką dorosłych dzieci – bliźniakami Piotrem i Pawłem, młodszą od nich Weroniką i najmłodszym Adamem. Cała czwórka jest podopiecznymi Warsztatów Terapii Zajęciowej w Strzelcach Kraj. (WTZ są dla osób niepełnosprawnych intelektualnie). - Buty ściągamy – od progu zaznacza 41 - letni Paweł, jeden z bliźniaków. Bracia zdejmują buty, to samo robią terapeutki ze strzeleckich WTZ oraz dziennikarz „GL”, który im towarzyszy. Chłopaki (bo tak wszyscy na warsztatach mówią o bliźniakach) zapraszają do dużego pokoju, do stołu przykrytego czyściutkim obrusem. Terapeutki idą zrobić kawę, Piotr rozpala w piecu w pokoju obok, mama chłopaków też wychodzi do kuchni a Paweł odważnie siada, żeby porozmawiać. Jest bardzo zadowolony i dumny z tego, jak wygląda teraz ich mieszkanie: świeżo odmalowane ściany, nowiutkie panele na podłogach, czyste firany w oknach, nowe meble, piecyk w którym już pali się ogień. – Teraz mamy dobre warunki, przedtem nie dało się mieszkać – dyplomatycznie wyjaśnia Paweł.

Wszystko można zrobić
Jak było przedtem? – W głowie się nie mieści, że tak można było żyć w 21 wieku - Ewa Rodzeń, terapeutka z WTZ w Strzelcach Kraj. pokazuje zdjęcia sprzed remontu. Czarne (dosłownie) ściany, przegniłe deski na podłodze w kuchni, cieknący zlew, beton na podłodze w łazience… – I hałdy wszystkiego. Samych maszynek do golenia mieli więcej niż w drogerii. Majsterkowicz Adaś zgromadził ponad tysiąc śrub. A w jednej wersalce było z 30 par butów roboczych – opowiada Małgorzata Kobelak, druga terapeutka. Praktycznie nie było żadnych mebli, ubrania trzymali na wersalkach. A i tych były tylko cztery na pięć osób. I wszędzie panował bałagan. – Tak szczerze, to oni sami już nie byli w stanie tego ogarnąć. To były lata zbieractwa i lata zaniedbań. A pomocy pani Wiesława też nie chciała od nikogo – mówią Ewa i Małgorzata. One znają tę rodzinę od 13 lat. Bo od tylu czwórka rodzeństwa jest podopiecznymi strzeleckich warsztatów. – To bardzo fajni ludzie. Chłopaki są wszędzie lubiani. Teraz pracują nawet jako wolontariusze w Domu Pomocy Społecznej w Dobiegniewie. Tyle, że niezaradni życiowo – tłumaczą terapeutki.

Przeczytaj też: **Strzelce Kraj.: Remontowane ulice będą jak nowe do lata**

Dlaczego teraz zdecydowały się im pomóc, choć rodzina wcale tego nie oczekiwała? – Coś we mnie pękło, kiedy Weronika jakoś tak smutno powiedziała, że nigdy nie miała nawet swojego kąta – opowiada E. Rodzeń. I wtedy obie panie stwierdziły, że wszystko można zrobić, tylko trzeba chcieć. Do pomysłu wyremontowania mieszkania w Licheniu w moment przekonały swojego szefa. – A ja długo nie musiałem szukać osób, które nam pomogą. Zadzwoniłem do przyjaciela z szkolnych lat, który ma firmę budowlaną. On bez mrugnięcia oka dał nam wszystkie materiały, od farb po płytki – wylicza Sergiusz Paszkiewicz, dyrektor strzeleckich WTZ. Przedsiębiorca, który zasponsorował materiały nie chce nazwiska w gazecie. – Ważne, że wszystko się udało doprowadzić do końca – ucina rozmowę (są też inni, którzy „maczali palce” w remoncie, i którzy też nie chcą się ujawnić).

Osobiście skręcały meble
Okazało się, że znalezienie materiałów i wykonawców, to był dopiero początek drogi. Trzeba było jeszcze przekonać mamę czwórki podopiecznych do tego, żeby pozwoliła na ten remont. I to dosłownie. Bo pani Wiesława nie ufa ludziom i raczej od nich stroni. Dlaczego? Bo w życiu nie miała łatwo. Ale teraz już nie chce o tym opowiadać, bo ludzie w okolicy i tak zawsze wytykali ją palcami. – Że mongołów urodziłam wyzywali – 70-latka wspomina ze łzami w oczach. I terapeutki też wcale nie wzbudzały na początku jej sympatii. Bo dlaczego nagle ktoś zupełnie bezinteresownie chce pomóc jej i jej dzieciom?. – Cośmy się nasłuchały, że mamy się wynosić, tyle że bardziej dosłownie – terapeutki wspominają przekleństwa rzucane przez kobietę. A nawet, gdy już przekonały panią Wiesławę do remontu, to potem też różnie bywało. Bo musiały ją jeszcze przekonać do wyrzucenia wszystkich niepotrzebnych rzeczy. I, jak przyznają, czasem po niecenzuralnych protestach gospodyni, miały chwilę załamania. Ale walczyły dalej.

Od października do świąt były w Licheniu prawie codziennie. Zakasały rękawy i osobiście wywaliły dwa kontenery niepotrzebnych rzeczy. Własnymi rękami zeskrobywały tłuste ściany. A na koniec osobiście skręcały meble, choć nigdy wcześniej tego nie robiły. – I to bez odpowiednich kluczy – śmieją się dziś obie. I dodają, że z czasem, kiedy zmiany w domu zaczęły być widoczne, zrobiło się też łatwiej. A zmiany w mieszkaniu są ogromne. Bo w sumie, to nie był tylko remont, a lekka przebudowa. Bo żeby Weronika mogła mieć swój własny kąt, z małej skrytki (która też była graciarnią) zrobiła się ładna łazienka z prysznicem. Z łazienki kuchnia. A z kuchni właśnie pokój Weroniki. Wszyscy są zadowoleni z nowych mebli (które też są od dobrych ludzi), a bliźniacy najbardziej są dumni z wielkiej szafy, która stanęła w ich pokoju. Nawet się chwalą, jak mają w niej poukładane.

Bo to dobre dzieci
Ale sam remont, to jeszcze nie koniec. Teraz trzeba rodzinę nauczyć, żeby dbali o swoje mieszkanie na co dzień. Dlatego panie Ewa i Małgorzata są tu nadal prawie codziennie. – Bo trzeba ich nauczyć, że buty się zdejmuje. Że w piecach trzeba codziennie rozpalić. I że na bieżąco po sobie muszą sprzątać – tłumaczą E. Rodzeń i M. Kobelak. - Bo z takimi osobami, jak to rodzeństwo, jest tak, że na warsztatach potrafią zrobić wszystko z wręcz pedantyczną dokładnością. Ale w domu już niekoniecznie pamiętają o codziennych obowiązkach – tłumaczy dyrektor Paszkiewicz. A chłopaki zapewniają, że będą dbać. A ich mama potwierdza. – Bo to dobre dzieci są, nigdy nikomu krzywdy nie zrobiły. A jak trzeba, to i pomogą – chwali ich pani Wiesława.

Zobacz wideo:
STRZELCE KRAJEŃSKIE. Takiej akcji jeszcze nie było! 5 tys. ulotek przeciwko fałszywym wnuczkom i policjantom pojawi się w Strzelcach Kraj.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Strzelce Kraj. Zapał dwóch kobiet dał nowe życie ich podopiecznym z warsztatów terapii zajęciowej - Gazeta Lubuska

Wróć na strzelcekrajenskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto