Tymi słowami szkoleniowiec gdańskiego zespołu niejako przyznał się do klęski jako trener. Jego taktyka na sobotni mecz była zupełnie chybiona, a później już w trakcie spotkania nie potrafił odpowiednio zmodyfikować założeń.
Przeczytaj naszą relację na żywo i zobacz zdjęcia z meczu
Górę wziął zmysł przewidywania trenera Oresta Lenczyka, który jeszcze przed pojedynkiem mówił, że źle by się stało, gdyby Śląsk został zmuszony do ataku pozycyjnego i pozwolił Lechii na grę z kontry. I trener Śląska tak ustawił swój zespół i takie przyjął założenie, że goście nie mogli skorzystać ze swojej najgroźniejszej broni, czyli szybkiego ataku. Zmuszona do rozgrywania piłki Lechia była bezradna i w żaden sposób nie potrafiła zagrozić bramce Śląska. Zmieniło się to dopiero w ostatnim kwadransie, ale wówczas było już 2:0.
Taktyka przyjęta przez trenera Lenczyka i niemoc gości sprawiły, że w pierwszej połowie kibice oglądali piłkarskie szachy. Lechia była przy piłce, ale to Śląsk częściej gościł pod ich bramką. Najlepszą okazję do zdobycia gola miał Piotr Ćwielong. Jarosław Fojut próbował strzelać z dystansu, ale źle trafił w piłkę i wyszło mu podanie. Pomocnik Śląska naciskany nie mógł jednak dokładnie przymierzyć i Sebastian Małkowski nie miał problemu z obroną.
Po przerwie kibice byliby świadkami dalej podobnej gry, ale na szczęście szybko padła bramka i spotkanie się ożywiło. Śląsk wywalczył rzut z autu na wysokości pola karnego. Wydawało się, że z tej akcji nic nie będzie. Zwłaszcza że do wrzuconej w pole karne piłki ze strony Śląska próbował skakać tylko Przemysław Kaźmierczak. Zrobił to jednak na tyle sprytnie, że ubiegł blisko dwumetrowego Lukę Vućko i strzałem głową przelobował Małkowskiego.
- Z tymi stałymi fragmentami gry Śląska jest jak z Messim. Wszyscy wiedzą, że lewa noga i krótki zwód, i wszyscy się na to łapią. Uczulałem moich graczy na ten element gry, a Śląsk i tak zdobył bramkę - komentował po meczu trener Kafarski.
Po bramce Lechia próbowała przyspieszyć i zaatakować większą liczbą zawodników, ale szybko źle się to dla nich skończyło. Sebastian Mila przejął piłkę w środku pola i popisał się fantastycznym podaniem do wybiegającego Ćwielonga. Ten wbiegł w pole karne, przymierzył i Małkowski był bez szans. W tym momencie powinno być już po meczu, ale jednak nie było.
Czy to zbieg okoliczności, czy... W 80 min na boisku pojawił się Ljubisa Vukelja i od tego momentu zaczęły się najgorsze chwile dla Śląska.
- Liczyłem na dużo więcej. Uznałem, że Sebastian Mila bardzo dużo się napracował w środku, i chciałem mu dać szansę z boku, aby grał, ale też trochę odpoczął. Czarną robotę miał robić Vukelja - wyjaśniał po meczu trener Lenczyk.
Wywiązywał się z tego jednak słabo. Lechia uzyskała przewagę i zdobyła kontaktowego gola. Ostatnie minuty to było już tylko wstrzeliwanie i wybijanie piłki z pola karnego Śląska.
Dla wrocławskiego zespołu był to 12 z rzędu mecz bez porażki. Teraz ze względu na reprezentację czeka kluby dwutygodniowa przerwa. A po niej mecz: Lech Poznań - Śląsk.
Śląsk Wrocław - Lechia Gdańsk 2:1 (0:0)
Bramki: Kaźmierczak 57, Ćwielong 68 - Vućko 84.
Widzów: 8500.
Sędziował: Paweł Pskit (Łódź).
Śląsk: Kelemen - Socha, Celeban, Fojut, Pawelec - Sobota (70. Madej), Łukasiewicz, Kaźmierczak, Mila, Ćwielong (88. Diaz) - Gikiewicz (79. VukeljaI).
Lechia: Małkowski - Deleu, Bąk, Vućko, Hajrapetjan - Surma, Razack Traore (77. Sazankow), Nowak (70. Poźniak) - Lukjanovs, Buval, Dawidowski (55. Pietrowski).
Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?