Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Puchar Polski: Zawisza – Śląsk 0:0. Kiepski mecz wrocławian

Jakub Guder
Rok temu, jeszcze w ekstraklasie, Śląsk wygrał w Bydgoszczy z Zawiszą 1:0. Teraz padł wynik 0:0
Rok temu, jeszcze w ekstraklasie, Śląsk wygrał w Bydgoszczy z Zawiszą 1:0. Teraz padł wynik 0:0 Pawel Skraba
Niestety dla kibiców spotkanie Śląska Wrocław z Zawiszą (0:0) jest takim z cyklu do zapomnienia. Zresztą akurat w Bydgoszczy wielu fanów piłki na mecze nie przychodzi. Ci co nie przyszli stracili niewiele, bo momentami oglądało to się bardzo ciężko.

Tadeusz Pawłowski od początku postawił na dwóch młodych – ponownie na Michała Bartkowiaka oraz na Kamila Dankowskiego, ale na skrzydle. Trzeba powiedzieć, że obaj byli aktywni i chociaż nie wszystko im wychodziło, to jednak szukali gry. Do składu wskoczył też dawno niewidziany Krzysztof Ostrowski oraz powracający Adam Kokoszka.

Śląsk w pierwszej części górował nad rywalem, który bardzo rzadko stwarzał problemy Mariuszowi Pawełkowi. Niestety niewiele wynikało z tej przewagi wrocławian. Ciekawe, ofensywne akcje można policzyć na palcach jednej ręki. Zazwyczaj było to jednak wszystko za wolne, zbyt długo rozgrywane.

Zawisza najgroźniejszą sytuację stworzył na początku drugiej połowy, kiedy to pomylił się Pawelec i do piłki w polu karnym dopadł Alaverdashvili. Pawełek skrócił jednak szybko kąt i obronił strzał Gruzina. Potem było już tylko gorzej, a poziom meczu leciał w dół na łeb na szyję. Żadna z drużyn nie potrafiła wymienić trzech-czterech celnych podań, nie mówiąc już nawet o tym, by robiła to na połowie przeciwnika. W Śląsku strzałów próbował tylko ustawiony na skrzydle Kamil Dankowski. Uderzał mocno, ale w środek bramki. Gospodarze byli trochę bardziej agresywni niż w pierwszej części, ale właściwie efektów nie było. No może nie licząc akcji z 60 min., kiedy to po kiksie defensywy wysuniętego przed bramkę Pawełka próbował zaskoczyć Łukowski, ale zagrał za słabo.

W Śląsku koszmarnie grała druga linia. Flavio był może ćwiercią piłkarza, jakiego znamy jeszcze z poprzedniego sezonu. Celność podań, dynamika, drybling – długimi momentami nie miał żadnego z atutów. Więcej akcji drugą stroną przeprowadzał Dankowski. Marcel Gecov był albo niewidoczny, albo gdy się już pokazywał, to zagrywał koszmarnie. Zdarzyło mu się, że zupełnie niepilnowany w środku boiska nie był w stanie celnie zagrać głową do jednego z partnerów. Gdy natomiast w 68 min. wyłuskał już piłkę Kamilowi Drygasowi i sam popędził na bramkę Damiana Węglarza, to ostatecznie przegrał pojedynek z młodym golkiperem. Nawet Krzysztof Danielewicz prezentował się od niego lepiej. Zdarzyło mu się na przykład bardzo dobre dośrodkowanie z rzutu wolnego, ale nie dość, że był spalony, to jeszcze z kilku metrów Tomasz Hołota i tak trafił w bramkarza...

W samej końcówce mieliśmy jeszcze dwa strzały Jacka Kiełba (jeden obroniony, jeden obok słupka) i odpowiedź Alaverdashviliego. To wszystko. Nad resztą spuśćmy zasłonę miłosierdzia.

Zawisza z takiego wyniku jest pewnie zadowolony. Śląsk – dla którego był to trzeci mecz z rzędu bez strzelonej bramki – z pewnością mniej. Rewanż dopiero 16 grudnia we Wrocławiu.

Jakub Guder, Twitter - @JakubGuder

od 12 lat
Wideo

Wspaniałe show Harlem Globetrotters w Tauron Arenie Kraków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dolnoslaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto