Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Piłka nożna: Śląsk mógł być w niebie lub w piekle, został na ziemi

Mariusz Wiśniewski
Orest Lenczyk i Jose Bakero - remis ze wskazaniem na Lenczyka
Orest Lenczyk i Jose Bakero - remis ze wskazaniem na Lenczyka Marek Zakrzewski
- Byliśmy w niebie, później na ziemi, znów w piekle i znów na ziemi. Na końcu wydawało się, że będziemy w niebie, ale chyba chmury przeszkodziły i pozostaliśmy na ziemi - obrazowo podsumował spotkanie z Lechem w Poznaniu trener Śląska Orest Lenczyk.

Nie ulega kwestii, że remis na boisku mistrza Polski to dobry wynik, ale wrocławscy piłkarze mogli też czuć po końcowym gwizdku pewien niedosyt. W ostatnich minutach Śląsk miał dwie wyśmienite okazje na zdobycie zwycięskiego gola, ale w obu przypadkach zamiast do siatki wrocławianie trafiali w słupek. Za pierwszym razem pechowym strzelcem był Łukasz Madej a kilkadziesiąt sekund później jego wyczyn powtórzył Waldemar Sobota.

- Jest we mnie pewien niedosyt, bo miałem okazję strzelić gola zespołowi, w którym kiedyś grałem. Zabrakło milimetrów - komentował Madej. - Mieliśmy dwie świetne okazje do zdobycia gola. Oczywiście remis nie jest dla nas złym wynikiem, ale mogło być lepiej.

Przemysław Kaźmierczak dodał: - Mogło być lepiej, ale i tak powinniśmy być zadowoleni, bo zremisowaliśmy z dobrą drużyną na trudnym terenie. Trener ustawia nas bardzo dobrze. Wiemy, co mamy robić na boisku. Jesteśmy zdyscyplinowani. Staramy się popełniać jak najmniej błędów, a jeśli już je popełniamy, to staramy się je odrabiać, czyli zdobywać gole, tak by przynajmniej zremisować.

Wrocławianie w Poznaniu zaprezentowali to, co już pokazali we wcześniejszych spotkaniach, czyli doskonałą dyscyplinę taktyczną podpartą zespołową grą. Lech długo nie mógł sobie poradzić ze zdyscyplinowanym Śląskiem i dopiero jak wrocławianie rozluźnili szyki, pod bramką Mariana Kelemena zaczęło być naprawdę groźnie. I wtedy też padły dla Lecha dwie bramki.

Orest Lenczyk po spotkaniu w swoim stylu nie bał się wytykać błędów swoich zawodników: - Do wszystkich formacji mam zastrzeżenia. Do obrony, że dała sobie strzelić dwie bramki i wyglądało to jak na treningu. Powiedziałem, że do ataku też, ale jak się nie strzela do bramki, tylko w słupek, to trudno winić za to zawodnika. Było dużo pracy w środku boiska, ale chyba wytrzymaliśmy to.

Środkowi obrońcy Śląska nie popisali się przy golach dla Lecha, ale można mieć też zastrzeżenia do defensywnych pomocników, z których żaden przy pierwszej bramce nie upilnował wbiegającego z głębi pola Siergieja Kriwca.

W drugiej połowie, kiedy Śląsk musiał gonić wynik, okazało się, że wrocławianie nawet takiego mocnego rywala jak Lech potrafią zepchnąć do defensywy. Może nie była to zdecydowana przewaga, ale zespół Lenczyka potrafił przytrzymać piłkę i rozegrać atak. Uwidocznił się wówczas największy problem w tej chwili Śląska, czyli brak wartościowego silnego napastnika. Takiego, który potrafiłby grać tyłem do bramki, a jak jest potrzeba, nie bać się pojedynku jeden na jednego z rywalem. Łukasz Gikiewicz bardzo się stara, ale jeszcze brak mu doświadczenia. Wyboru na razie jednak nie ma dużego, bo pozostali napastnicy albo dopiero wrócili do zdrowia (Remigiusz Jezierski), albo są kontuzjowani (Cristian Diaz).

Śląsk więc szukał szans w stałych fragmentach gry i ponownie się udało. Co prawda do siatki tym razem nie trafił Kaźmierczak ani Piotr Celeban, ale może to cieszyć, bo w kolejnym spotkaniu rywale będą musieli uważać także na Dariusza Sztylkę.

Po doprowadzeniu do remisu Śląsk wrócił do swojej taktyki, oddał inicjatywę rywalom. Lech swobodnie rozgrywał piłkę, ale tylko na własnej połowie. Zaraz po przekroczeniu środkowej linii wrocławianie podchodzili pod rywali i musieli oni ponownie się wycofywać.

Gra Śląska nie wygląda ładnie, ale ładnie to musi grać Barcelona i Real Madryt. Wrocławianie już grali widowiskowo na początku sezonu i wylądowali w strefie spadkowej. Najważniejsze są wyniki, a te są na tyle korzystne, że Śląsk po spotkaniu w Poznaniu zachował kontakt z ligową czołówką i ma realne szanse na europejskie puchary.

- Strzelili po dwie bramki, zaorali boisko i zeszli. W takim meczu, gdzie stawką było wyprzedzenie rywala w tabeli, drużyny mogły się cofnąć lub pójść do przodu. Jest status quo. Zawodnicy zostawili sporo zdrowia, szacunek dla nich - zakończył Lenczyk.

Lech Poznań - Śląsk Wrocław 2:2 (2:1)
Bramki: Kriwiec 31, Ubiparip 40 - Mila 23 (z karnego), Sztylka 52
Sędziował: Hubert Siejewicz (Białystok).
Widzów: 21975.

Lech: Kotorowski - Kikut, Bosacki, WołąkiewiczII, S. Gancarczyk - Wilk (79 Mikołajczak), Injac, Đurdević (61 Murawski), Kriwiec, Stilić (61 Ślusarski) - Ubiparip.
Śląsk: KelemenI - Socha, Celeban, Fojut, Pawelec - M. Gancarczyk (79 Madej), Sztylka, Kaźmierczak, Mila, ĆwielongI (40 Sobota) - Gikiewicz (81 Jezierski).

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dolnoslaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto