Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nie ma Koterbskiej bez Wrocławia... (WYWIAD Z SYNEM ARTYSTKI)

Robert Migdał
fot. Paweł Relikowski
Aktor Roman Frankl, syn piosenkarki Marii Koterbskiej, która we "Wrocławskiej piosence" śpiewała "mkną po szynach niebieskie tramwaje", opowiada o swojej znanej mamie. Rozmawia Robert Migdał.

Gdy Pana mama słyszała słowo "Wrocław" to…

... zaczynała pogwizdywać, jak wrocławski słowik. Jej wspomnienia z Wrocławiem były zawsze bardzo przyjemne. Wspominała zwłaszcza swój pierwszy wrocławski koncert, na którym śpiewała "Wrocławską piosenkę". Piosenkę, która powstała w... pociągu.

Jak to?

Muzykę napisał Jerzy Harald, a słowa jego zona - Krystyna Wnukowska. Sytuacja była taka, że Harald zadzwonił do mojej mamy do Bielska: "Pani Mario, jesteśmy zaproszeni do Wrocławia na koncert, ale musi pani tam zaśpiewać nową piosenkę. Ja ją napiszę...". Pociąg z Bielska był spóźniony, oni czekali na mamę na peronie w Katowicach. Mama w ostatniej chwili wpadła do pociągu, do przedziału i mówi: "Gdzie jest ta piosenka?" Na co Harald odpowiedział: "Zaraz ją będziemy pisać..." Jak to pisać? - zdziwiła się mama. "No pociąg jedzie powoli, a pani się szybko uczy... - stwierdził Harald. Wnukowska miała prawie cały tekst napisany, a Harald raz dwa napisał muzykę. Mama się tego w pociągu nauczyła i już wieczorem zaśpiewała we wrocławskiej Hali Ludowej.

I od razu wielki sukces.

Ludzie krzyczeli: "bis, bis, bis" ale mama zapomniała tekstu, bo to była przecież nowa piosenka i miejscami śpiewała na bisach tylko "lalalalala". Od czasu tego występu jej wspomnienia z Wrocławiem na pewno były szalenie miłe.

Film "Irena do domu", ze słynną piosenką "Karuzela", kręciła we Wrocławiu.

To był czas, kiedy karmiła mnie piersią. I gdy ruszało nagranie, odkładała mnie na chwilę "pod kamerę" i śpiewała.

Pana mama miała w repertuarze mnóstwo piosenek, wiele z nich to prawdziwe hity. A jakie miejsce zajmowała w jej sercu "Wrocławska piosenka"?

Na pewno była w pierwszej trójce ulubionych. Śpiewała tę piosenkę bardzo chętnie. Pielęgniarki ze szpitala opowiadały mi: "W te ostatnie dni mamy, w szpitalu, kiedy się lepiej poczuła i myśmy ją myły, to śpiewała razem z nami "Brzydulę i rudzielca " i właśnie "Wrocławską piosenkę"…" Mama też szalenie lubiła "Deszcz" Jeremiego Przybory - to była piosenka, do której Przybora nie tylko napisał tekst, ale i muzykę. Lubiła też piosenkę "Odejdź smutku" Marka Sarta, którą śpiewała na festiwalu piosenki w Sopocie w 1963 roku - to była taka aktorska piosenka. Bo lubiła piosenki i swingujące i aktorskie. Zawsze śpiewała fantastycznie - mało jest osób w Polsce i na świecie, które tak czuli swinga, jak ona. Bo ona po prostu z tym przyszła na świat. W czasie, tuż po wojnie, kiedy śpiewało się piosenki o ciężkiej pracy, o Związku Radzieckim, nagle ktoś zaczął śpiewać o miłości, o wiośnie, o szczęściu. Jej kariera wybuchła nagle, w ciągu trzech minut: kiedy mama śpiewała w radiu, na żywo "Brzydulę i rudzielca", to po jej występie przyszły do redakcji tysiące listów i telegramów…

Pana mama miała wielką swobodę śpiewania - gdy jej słucham, to mam wrażenie, że ona śpiewała z pasją, że bawiła się muzyką, że kochała śpiewać.

Absolutnie. To była tajemnica jej olbrzymiego sukcesu: ona kochała to, co robiła, kochała publiczność. Wybierała do śpiewania tylko te piosenki, które chciała śpiewać, które się jej podobały. I była szalenie profesjonalna - nigdy nie robiła ze swojego występu "chałtury". Nigdy nie wychodziła na scenę nieprzygotowana.

To, co robiła, zawsze było na 100 procent?

Zawsze. Publiczność czuła to, że mama ją lubi, że śpiewa dla niej, że chce im coś dać od siebie, a słuchacze jej tę miłość odwzajemniali. Kochali mamę tak, jak oni ją… Mama była nie tylko lubiana przez krytyków, ale przede wszystkim przez ludzi - nawet, gdy spotykali ją na ulicy byli serdeczni. Nie była gwiazdą w negatywnym sensie, bo była dostępna, blisko człowieka.

Jaka była prywatnie? Jaką była mamą?

Kiedy byłem bardzo mały, to ona była cały czas w rozjazdach, w trasie. W latach 50-tych: Związek Radziecki, Stany Zjednoczone, Anglia, Izrael. Był taki rok, w którym była tylko 28 dni w domu. Ale była fantastyczną mamą, bo zawsze z tych wyjazdów przywoziła mi fantastyczne prezenty. Raz mi przywiozła z Ameryki kolejkę elektryczną - to było szczęście nie do wyobrażenia. Nawet mój tata z wujkiem się nią bawili (uśmiech)

Ale kiedy już wróciła z koncertów, do domu, to była typową mamą? Żoną?

Natychmiast zabierała się do gotowania, sprzątania, do organizowania domu. Dbała o to, żebyśmy wychodzili do lasu, w góry, na wycieczki. Ja nie pamiętam mamy, która by w ciągu dnia położyła się w domu na pięć minut. Ciągle była w akcji: a to trzeba posprzątać, albo wymalować pokój. A po chwili była w kuchni, gotowała…

To, że dorastał Pan w artystycznym domu, wpłynęło jakoś na fakt, że sam pan został artystą, aktorem?

Dwie rzeczy na to wpłynęły. Jedna to ta, o której pan mówi, a druga to to, że... nic innego nie umiałem (uśmiech). Miałem dwie możliwości - albo zostać politykiem, albo aktorem. Wybrałem to drugie, bo już od dziecka chodziłem do szkoły muzycznej: 12 lat.

Na czym pan grał?

Na fortepianie. I logiczne było później pójść do wyższej szkoły muzycznej... Ale, żeby zostać pianistą? Ćwiczyć codziennie, godzinami? To nie dla mnie. I zostałem aktorem.

Pana mama odeszła rok temu. Dziś, kiedy myśli pan o mamie, wspomina ją, to jakie wspomnienie wywołuje u pana uśmiech na twarzy?

Oj, dość sporo jest takich scen. I z dzieciństwa, i z młodości. Pamiętam różne sceny - na przykład z wakacji w Bułgarii: jej radość, kiedy znaleźliśmy śliczne muszle w morzu i mama szła z tymi muszlami do hotelu, niosąc je w rękach. Nagle z jednej z muszli wyszedł krab i... ją ugryzł w rękę (śmiech). Do dzisiaj to widzę. Pamiętam też nasz pierwszy program w telewizji, pierwszy wspólny, jaki zrobiliśmy - to bardzo miłe wspomnienie. Bo utkwił mi w pamięci ten kontakt, jaki był między nami - między mamą i mną - bez omówienia czegokolwiek rozumieliśmy się bez słów. Występowaliśmy razem, nie musieliśmy niczego ustalać, wystarczyło nam jedno spojrzenie: ja wiedziałem co mam robić, mama wiedziała co ona. To było piękne. Efekt był taki, jakbyśmy przez miesiąc, dzień w dzień, to ćwiczyli…

Kiedy dowiedział się pan, że jeden z wrocławskich tramwajów będzie nosił imię pana mamy, że Maria Koterbska będzie uhonorowana w ten sposób w stolicy Dolnego Śląska, to co pan poczuł?

Byłem bardzo dumny, szczęśliwy i wzruszony, ponieważ zaraz poczułem, że to wspaniały pomysł, bo tak jak nie ma Nowego Yorku bez Sinatry, to nie ma Koterbskiej bez Wrocławia, a Wrocławia bez Koterbskiej.

rozmawiał Robert Migdał

Maria Koterbska patronką niebieskiego, wrocławskiego tramwaju
Pierwszy wrocławski Moderus Gamma 2 już nosi imię Marii Koterbskiej – artystki, dzięki której cała Polska usłyszała „Mkną po szynach niebieskie tramwaje przez wrocławskich ulic sto…”. To pierwszy z nowych pojazdów MPK Wrocław, który uzyskał swojego patrona – ale na pewno nie ostatni.
Nadanie imienia Marii Koterbskiej jednemu z najnowszych niebieskich tramwajów miało bardzo uroczysty charakter. W Zajezdni Tramwajowej „Borek” pojawili się przedstawiciele samorządu Wrocławia i Bielska-Białej, skąd pochodziła artystka. Obecny był również syn piosenkarki Roman Frankl, a słynną „Wrocławską piosenkę”, którą wykonywała pani Maria, zaśpiewały dzieci z chóru Sportowej Szkoły Podstawowej nr 72 im. Władka Zarembowicza we Wrocławiu.
Imię wokalistki znalazło się na boku pojazdu o numerze 3301, stacjonującego na co dzień właśnie na Borku. Wewnątrz tramwaju można zapoznać się z jej życiorysem, wydrukowanym na specjalnie przygotowanych w tym celu planszach. Tramwaj będzie kursował na różnych liniach – w tym na 17, której trasa najbardziej odpowiada treści piosenki: „przez Sępolno, Zalesie i Krzyki”.
Decyzja o tym, by pierwszy z nowych niskopodłogowych tramwajów nosił imię Marii Koterbskiej zapadła rok temu – tuż po śmierci wybitnej piosenkarki.

- Ta uroczystość to początek spłaty długu wobec poprzednich pokoleń i tych ludzi oraz instytucji, którym bardzo dużo zawdzięczamy jako wrocławianie – stwierdził prezes wrocławskiego MPK Krzysztof Balawejder. - Piosenka, którą wykonywała pani Maria, stała się dla nas swego rodzaju hymnem. To ona rozsławiła nasze niebieskie tramwaje i sprawiła, że ten kolor jest dziś dla nas taki ważny.

Sława Marii Koterbskiej i „Wrocławskiej piosenki” przekroczyła nawet granicę… globu.

- Piosenka pani Marii była pierwszym polskim utworem, który wybrzmiał w przestrzeni kosmicznej. Było to na statku Sojuz 30 w 1978 roku – opowiadał przewodniczący Rady Miejskiej Wrocławia Sergiusz Kmiecik. - A od dziś pomnikiem Marii Koterbskiej będzie najnowocześniejszy tramwaj w taborze wrocławskiego MPK.

(źródło: MPK Wrocław)

***

Maria Koterbska (1924-2021). Znakomita polska piosenkarka, szalenie popularna w latach 50. i 60. XX wieku. Nagrała setki piosenek, z których wiele okazało się wielkimi przebojami ("Brzydula i rudzielec", "Karuzela", "Parasolki", "Serduszko puka w rytmie cza cza", "Do grającej szafy grosik wrzuć" czy "Wrocławska piosenka"). Współpracowała z kabaretem Wagabunda, ale też śpiewała w programach "Zgaduj zgadula", "Podwieczorek przy mikrofonie" oraz występowała w filmach ("Skarb", "Irena do domu"). Koncertowała na całym świecie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto