Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nalej dla zdrowia

Krzysztof Kucharski
Nalewki i grzane wino znano na Dolnym Śląsku od wielu wieków (fot. 123RF
Nalewki i grzane wino znano na Dolnym Śląsku od wielu wieków (fot. 123RF
Bardzo stare kroniki z roku 1640 wspominają postać Adama Świnki, właściciela majątku w Ciepłowodach i pałacu w Moczydlnicy Dworskiej w dzisiejszym powiecie wołowskim.

Bardzo stare kroniki z roku 1640 wspominają postać Adama Świnki, właściciela majątku w Ciepłowodach i pałacu w Moczydlnicy Dworskiej w dzisiejszym powiecie wołowskim. Sławę zdobył na całym Śląsku jako szlachcic z najmocniejszą głową. Co w owych czasach uchodziło niemal za chwałę, a nawet cnotę.

Na budynku stajennym zobaczymy dość dziwną płaskorzeźbę, która przedstawia dwóch ludzi: jeden ubrany jak panicz, a drugi z wiadrem. Za nimi kareta zaprzężona w sześć koni.
Miejscowa legenda tłumaczy, iż przedstawiony na niej jest potomek wspomnianego posiadacza ziemskiego Jerzy Świnka, który w XVIII wieku uchodził za człowieka, który może wypić morze. Rzecz jasna gorzały.

Ponoć kiedyś w pałacu pojawił się gość z Podola. Wydano na jego cześć mocno zakrapianą, a raczej zalewaną ucztę. Co ciekawe, pite na przemian wina i gorzałki nie robiły, rzecz jasna, wrażenia na gospodarzu. Dziwne było, że po gościu też nie było wydać skutków toastów wznoszonych na przemian. Od słowa do słowa okazało się, że ambicja pana Jerzego Świnki zostało mocno nadszarpnięta. Stanął zakład. Świnka postawił tysiąc dukatów, a jego gość karetę z sześcioma końmi.

W grze wstępnej panowie wypili duszkiem dwadzieścia butelek węgierskiego wina i na żadnym nie zrobiło to wrażenia. Świnka tylko pomruczał coś, kazał przynieść wiadro i napełnił je po brzegi winem reńskim. Powoli wypił je, nie odrywając ust, do dna. Służba napełniła wiadro powtórnie i postawiła przed szanownym gościem. Ten nie podjął próby i oddał zaprzężoną karetę gospodarzowi. Ba, nie dał się nawet namówić na strzemiennego, co dla Świnki było już obrazą.
W każdym dworze w apteczkach stało przynajmniej kilka, a czasem i kilkanaście butli nalewek, które traktowano jak lekarstwo. Leczono nimi przeziębienia oraz dolegliwości. Dla "zdrowotności" pijały je dzieci i dorośli. Oczywiście, w niewielkich dawkach. Na Dolnym Śląsku najpopularniejszymi nalewkami były najróżniejsze kombinacje ziół z miodem, zalewane najmocniejszą gorzałą. Renomę miały też mieszanki różnych owoców i mięty oraz sama mięta. Nalewki robiono też z orzechów, pieprzu kolorowego, pigwy, derenia, ale też śliwek...

ŚLIWKOWY LIKWOR
* 400 g różnych śliwek, nieco przejrzałych
* 600 g dużych i bardzo dojrzałych śliwek węgierek
* 1,5 litra spirytusu, najmniej 70-procentowego
* 0,5 kg cukru

Śliwki wydrylować (w co dziesiątej zostawić pestkę) i owoce porozrywać (nie kroić nożem). Wszystkie śliwki wrzucić do słoja i zalać spirytusem. Odstawić na 4 tygodnie. Zlać nalew znad owoców do butli. Do osobnego naczynia zlać resztę. Owoce zasypać cukrem i odstawić na tydzień. Dodać nieodcedzony nalew z naczynia i odstawić na 3 tygodnie. Po odcedzeniu można pomieszać ten pierwszy nalew znad owoców tym drugim dosłodzonym, regulując moc likworu i rozlać do butelek, zakorkować, odstawić na rok.

Na zamku Chojnik gości częstowano wspaniała pestkówką. Dokładna receptura nie zachowała się do dzisiejszych czasów w żadnych zapiskach. Ale nalewki jako lekarstwa zawsze otaczała tajemnica. Przekazywano ją zaufanym osobom z ust do ust. Najczęściej musiała ona zapamiętać tę recepturę i w ten sam sposób przekazać następnej osobie.

PESTKÓWKA
* 3 szklanki dobrej czystej wódki
* 3 szklanki spirytusu
* 2 szklanki brązowego cukru
* 2 szklanki pestek z jabłek
* 2 szklanki pestek ze śliwek węgierek
* 1 szklanka przegotowanej wody

Pestki wsypujemy do dużego słoja, zalewamy spirytusem, zakręcamy i odstawiamy na dwa tygodnie. Dolewamy wódkę, zakręcamy, mocno wstrząsamy i odstawiamy na następne dwa tygodnie.
Wodę gotujemy z cukrem, cedzimy przez gazę i wlewamy do butli razem z nalewką. Korkujemy, potrząsamy butlą i odstawiamy na kolejne dwa tygodnie. Przez grube płótno filtrujemy zawartość butli i rozlewamy do mniejszych butelek. Ustawiamy je w ciemnym miejscu i zapominamy o nich na pół roku.

Za ojca nalewek jako lekarstw większość ich twórców uważa Hipokratesa. Mieszał on wino z miodem i ziołami w najróżniejszych proporcjach. Owo lekarstwo nazywano "hipokrasem".
Przełomowym momentem była dla rodziny tych lekarstw arabska sztuka destylacji alkoholu. Choć ów przełomowy wynalazek znany był już w VII wieku, do świadomości Europejczyków przebijał się dość długo. Królowało wino, zanim nie przekonano się o zdrowotnych właściwościach spirytusu.

Najsłynniejszą współcześnie nalewkę na Dolnym Śląsku robi laureat czerwcowego konkursu "Nasze regionalne dziedzictwo" - Krzysztof Gryniewiecki, który wraz z żoną prowadzi agroturystyczne gospodarstwo Biały Dom w Luboradzu (gmina Mściwojów). Miejsce u państwa Gryniewieckich trzeba sobie zamawiać z wyprzedzeniem, bo też nie tylko nalewka jest tam magnesem. Z Legnicy to ledwie 20 km, pod bokiem takie atrakcje dla turystów, jak opactwo cystersów w Lubiążu, zamek w Bolkowie czy Kościół Pokoju w Jaworze.
Przepisu mistrz mi nie zdradził, ale ja mam taki swój stary przepis, sprawdzony, choć nie wiem, czy mógłby konkurować z laureatem.

DERENIÓWKA
* 1 kg owoców derenia
* 1 kg cukru
* 5 łyżek suszonych czarnych jagód
* 2 szklanki czystej wódki
* 2 szklanki spirytusu 96 procent

Umyte i osuszone owoce nakłuwamy widelcem. Wsypujemy do dużego słoja wraz z jagodami. Zalewamy spirytusem i wódką, słój zakręcamy, wstrząsamy i odstawiamy na okno, gdzie najdłużej operuje słońce. Po miesiącu wstrząsamy słojem i zostawiamy go tak jeszcze na tydzień.
Wreszcie zlewamy alkohol, a zmacerowane owoce zasypujemy cukrem i wstrząsamy. Po dwóch tygodniach zlewamy syrop, mieszamy z alkoholem wcześniej zlanym, filtrujemy i rozlewamy do butelek, którym należy dać święty spokój przynajmniej na pół roku. Bardziej cierpliwi mogą się wstrzymać przez rok, bo z każdym miesiącem ta nalewka ma coraz ciekawszy smak i aromat. Dotyczy to właściwie wszystkich nalewek.

Na jesienne i zimowe wieczory zamiast zimowej herbatki w towarzystwie ciastek i kieliszka nalewki dobre są też inne napitki.
Można poprawić sobie samopoczucie po zmarznięciu na przystanku dobrym grzanym winem. Na Dolnym Śląsku od stuleci popularne było nie tylko tradycyjne grzane wino z przyprawami czy grzane piwo z sokiem serwowane w wielu barach i restauracjach, ale też robione najczęściej w domu grzane wino z żółtkiem.

GRZANE WINO Z ŻÓŁTKAMI
* 1 butelka wytrawnego wina
* 5 goździków
* 2 żółtka
* 1 łyżka czubata cukru
* 1 łyżeczka mielonego cynamonu

Żółtka utrzeć z cukrem, stawiając naczynie na parze. Połowę wina zagrzać mocno (nie gotować!) z przyprawami pod przykryciem i przecedzić na gęstym sitku, resztę wina podgrzać osobno, też pod przykryciem. Do utartych żółtek wlewać powoli strumieniem wino zagotowane z przyprawami, cały czas ubijając energicznie aż do uzyskania obfitej piany i uważając, aby żółtka się nie ścięły. Wlać resztę podgrzanego wina i delikatnie wymieszać. Gorący napój z pianą przelać do wysokich i wąskich szklanek.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomocnik rolnika przy zbiorach - zasady zatrudnienia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dolnoslaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto