Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mobbing w gminnej komunikacji? Kierowcy nadal grożą zwolnieniami

Bogumił Storch
Bogumił Storch
Gminna komunikacja w Andrychowie
Gminna komunikacja w Andrychowie Bogumił Storch
Fatalne stosunki między przełożonymi a kierowcami firmy będącej operatorem gminnych autobusów, finansowanej przez samorząd w Andrychowie, mogą doprowadzić do tego, że autobusy nie wyjadą na trasę. Pozornie konflikt, po skargach pisanych do władz miasta, zażegnano. Jednak nadal wielu kierowców autobusów myśli o odejściu z pracy.

Atmosfera w andrychowskim oddziale spółki PKS Południe, która na zlecenie Urzędu Miejskiego obsługuje tu gminną komunikację, nie należy, delikatnie mówiąc, do najlepszych.

Jeb... cie w łeb”, wydup... cię ku...

można usłyszeć na nagraniach, które opublikował portal mam newsa.pl. Fragmenty kłótni, pełnych wyzwisk i wulgaryzmów miały zostać nagrane przez kierowców, obsługujących gminne autobusy. Miejsce tych zajść to, jak wynika z treści rozmów, to głównie zajezdnia przy ul. Batorego w Andrychowie. Można też wywnioskować z tych nagrań, że kłótnie miały miejsce również w autobusach a niewykluczone, że części musieli przysłuchiwać się pasażerowie.

Start gminnej komunikacji w Andrychowie

Mieszkańcy potwierdzają, że dochodziło do takich sytuacji.

- To prawda, wiele razy się tak zdarzało. Kłótnie kierowców z jakimś ich przełożonym było słychać na cały pojazd, gdy na przykład rozmawiali przez telefon. Nie świadczy to dobrze o firmie i sprawiało, że czuliśmy się zażenowani mimowolnie w tym uczestnicząc – opowiada pani Krystyna, emerytka z osiedla Lenartowicza w Andrychowie, która niemal codziennie jeździ autobusem. Jak dodaje po takich repymendach kierowcy bywali rozdrażnieni, jeździli ostrzej i bywali niemili dla pasażerów.

Zdaniem kierowców, z którymi udało się na porozmawiać, zła atmosfera w firmie spowodowana była zachowaniem ich kierownika.

- Zastraszanie i poniżanie były na porządku dziennym. Trzeba zrozumieć, że chłopakom w takiej sytuacji też mogły puszczać nerwy. Starsi albo bardziej doświadczeni z nas nie dawali sobie wejść na głowę, ale inni bardzo to przeżywali. Do tego dochodzi jeszcze niesprawiedliwe ocenianie naszej pracy przez szefa, donosy i intrygi. W takich warunkach nie można pracować – opowiada jeden z kierowców.

Inni potwierdzają jego słowa. Dodają też że warunku pracy na andrychowskiej zajezdni nie przystają do profesjonalnej firmy przewozowej.

- Nie mamy ubrań roboczych a mimo, że mamy umowy o pracę, to jesteśmy obciążani karami finansowymi, których nie ma w żadnym regulaminie. Wyglądało to tak, jakby szukano tylko pretekstu, by mniej nam zapłacić. Na przykład zabierano część pensji za rysę na autobusie, chociaż kierowca nie był jej winny. Godzono się na takie warunki w obawie przed zwolnieniem, ale teraz już wielu chce z własnej inicjatywy rozwiązać umowy, bo ma już dość – mówi inny z kierowców.

Pracownicy firmy przewozowej uznali, że z przełożonymi się nie dogadają, poszli więc na skargę do Tomasz Żaka, burmistrza Andrychowa, bo to samorząd finansuje gminną komunikację na podstawie umowy z tym przewoźnikiem.

W efekcie, w połowie stycznia, doszło do spotkania załogi z mediatorami: przedstawicielami pracodawcy oraz gminy. Spotkanie miało charakter zamknięty, ale jak ustaliliśmy, kierowcy mieli usłyszeć na nim, obietnicę poprawy w kwestii traktowania podwładnych przez kierownika zajezdni i uwzględnienie uwag co, co do systemu pracy kierowców.

Po niecałych dwóch tygodniach wielu z nich jednak nadal nosi się z zamiarem porzucenia pracy.
- Dla kierowców robota jest dziś wszędzie. Gdyby nie to, że mieszkam blisko i nie muszę dokładać do dojazdów, to bym już dawno się zwolnił i poszukał normalnego pracodawcy - opowiada jeden z kierowców.

Dodaje, że jego koledzy po cichu już rozsyłają swoje CV do konkurencyjnych firm.
- Naobiecywali różne rzeczy, ale nadal nie jest dobrze – wzdycha. - Jeśli firma nie znajdzie innego kierownika, to może dojść do tego, że nie będzie komu wozić w Andrychowie ludzi. Z drugiej strony, jeśli zostaną tylko ci najbardziej zdesperowani kierowcy, którzy nie mają szans na zatrudnienie gdzie indziej, to jakość usługi się pogorszy – ostrzega.

Mimo wielu prób, nie udało się nam skontaktować z właścicielami firmy PKS Południe z siedzibą w śląskim Świerklańcu. Jej prokurent, Zygmunt Bulka, niedawno zapewniał, że zdyscyplinuje kierowników, by ci lepiej traktowali podwładnych.

Nie wiadomo czy to coś pomogło.

Musi być dyscyplina. Kary pieniężne są wszędzie, jak się pan nie stosujesz do pracy. (...) Jak się komuś nie podoba, to się może zwolnić. 20 nowych podań u mnie na biurku leży!

- grzmiał niedawno jeden z kierowników w rozmowie z reporterem portalu mamnewsa.pl.

Przedstawiciele władz miasta, poza pomocą w mediacjach, nie chcą się angażować i wypowiadać na temat tego konfliktu.

Długa umowa

PKS Południe ze Świerklańca to spółka, która zwyciężyła w przetargu na świadczenie usług transportu publicznego w zakresie przewozów pasażerskich na terenie gminy Andrychów. Podpisana w kwietni ub. r. umowa obowiązywać będzie jeszcze przez cztery lata.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Mobbing w gminnej komunikacji? Kierowcy nadal grożą zwolnieniami - Gazeta Krakowska

Wróć na andrychow.naszemiasto.pl Nasze Miasto