Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Malbork. Podróż starą karetką przez świat. Kolejna relacja Aleksandry i Andrzeja Wiśniewskich z Iranu

Aleksandra Wiśniewska, Peryferie.com
Fot. Andrzej Wiśniewski
Malborczyk Andrzej Wiśniewski i jego żona Aleksandra od 14 czerwca 2018 roku od godz. 14.14 są w podróży przez świat. Wyruszyli z Malborka. Jadą specjalnie zaadaptowanym na kampera starym ambulansem i dzielą się z nami relacjami i zdjęciami z drogi. To druga część z pobytu w Iranie, a w sumie już 18 odcinek przysłany przez Olę z wyprawy.

Kolejne starcie w Centrum Obsługi Wniosków Wizowych przy Ambasadzie Indii w Teheranie jest ostre, ale wychodzimy z niego zwycięsko (więcej o tym przeczytasztutaj). Za tydzień mamy się stawić po odbiór wizy.

Tymczasem zamieniamy hostel na przytulne mieszkanko w bloku, gdzie goszczą nas CouchSurfingowi gospodarze – Mohammad i Raziye. Pani domu rozpieszcza nas domowymi potrawami. Poznajemy wszelkie bakłażanowe wariacje jak kashk e bademjan – bakłażanowy gulasz z mocno sfermentowanym jogurtem oraz mirza ghasemi – również bakłażanowy gulasz, ale z jajkiem i o znacznie delikatniejszym jedwabistym smaku. Zajadamy się płaskimi chlebkami z dżemem marchewkowym i śmietaną, białym kwaskowym serem zagryzanym oliwkami i orzechami, szafranowym ryżem, o którego rozmyślnie przypaloną skórkę walczymy jak lwy.

W przerwach między ucztami poznajemy Teheran. Pierwsze kroki kierujemy do Pałacu Golestan. Wzniesiony w XVI wieku przez dynastię Safawidów (1501-1736), stał się oficjalną siedzibą szachów perskich za czasów Kadżarów (1794-1925), którzy wybrali Teheran na swoją stolicę. Kadżarowie uczynili pałac oficjalną rezydencją i dokładali wszelkich starań, by nie przestał zachwycać swym przepychem. Dynastia Pahlawi (1925-1979), która po nich nastała, miała co do miejsca inne plany i dużą jego część zburzyła, wykorzystując uwolnione tereny pod nowoczesne budowle. Mimo że mocno uszczuplony, kompleks pałacowy cały czas wprawia w zachwyt swoją bogatą ornamentyką. Bajecznie kolorowe mozaiki, mieniących się w słońcu ceramicznych kafelków pokrywają ściany budynków. Ich wnętrza lśnią kryształami luster zdobiących ściany i sufity. Misterne malunki, rzeźby i płaskorzeźby dopełniają całości. Jeden z tarasów pałacowych zajmuje tron ukryty pomiędzy strzelistymi arkadami i szemrzącymi fontannami. Według podań było to ulubione miejsce szacha Naser ad-Din Szah Kadżar, który spędzał tu godziny, wypoczywając i paląc wodną fajkę. Taras obok to z kolei lokacja słynnego Marmurowego Tronu. Istne dzieło sztuki misternie rzeźbione w rozsławionym na całą Persję żółtym marmurze z Jazd unosi się na ramionach kamiennych postaci. Jego majestatyczny profil odbijają dziesiątki luster pokrywających ściany tarasu. Spektakularne miejsce było kiedyś świadkiem koronacji szachów.

W drodze do Wieży Milad, skąd możemy patrzeć na Teheran z lotu ptaka, przeciskamy się przez Wielki Bazar. Jest to miasto w mieście. Wąskie alejki, ciągnące się kilometrami pod strzelistymi kopułami dachu, to szaleństwo barw, tekstur, kształtów, zapachów i smaków. Malutkie stoiska wbudowane w grube kamienne mury oferują wszystko, czego można zapragnąć – biżuterię, haftowane czadory, tkane dywany, wonne przyprawy, tradycyjną i nowoczesną odzież, przedmioty codziennego użytku – wszystko. Raz po raz tłum kupujących rozstępuje się niczym Morze Czerwone, by przepuścić dostawców. Wyginając plecy w bolesny łuk, mężczyźni w pocie czoła ciągną uginające się pod ciężarem towarów dwukołowe wózki. Ich koła terkoczą o bruk, wibrującym dźwiękiem odbijając się od ścian bazaru. Między sklepikami kryją się meczety, patio z kamiennymi ławeczkami pod świetlikami wpuszczającymi snopy światła, łaźnie i pozostałości po karawanserajach z szemrzącymi fontannami i ogrodami, w których cieniu wieki temu szukali wytchnienia przybyli z daleka handlarze. Wieki temu, kiedy jeszcze nawet nie istniała wioska Teheran, bo ponoć tak dawną historią cieszy się bazar.

Z miejsca, w którym czas się zatrzymał, trafiamy do 435-metrowej nowoczesności. Ukończona w 2007 roku Wieża Milad jest szóstą co do wysokości na świecie. Z tarasu widokowego na jej szczycie podziwiamy Teheran, który perspektywa przemieniła w skupisko minidomków z klocków lego. Niczym biała lawa rozlewają się po sam horyzont, który wznosi się majestatycznie w potężne góry Elburs.

Koniec dnia zastaje nas pod Wieżą Azadi (Wieża Wolności), wybudowaną w 1971 roku dla uczczenia obchodów 2500-lecia Imperium Persów. Konstrukcja przypomina białą bramę, schodzącą się ku szczytowi w strzeliste żebrowe sklepienie, które według projektanta wieży ma symbolizować połączenie klasycznego i postklasycznego Iranu. 45-metrowa konstrukcja wyłożona jest 8000 kawałkami marmuru. O ile brakuje jej imponujących rozmiarów Milad, o tyle widok Azadi, odcinającej się ostrą bielą kamienia od lazuru nieba, rekompensuje wszystko.

Wieczorem niespiesznie wracamy do domu. Wracamy w nieco melancholijnych nastrojach, ponieważ dziś przypada ostatni dzień 2018 roku. W innym kraju chłodzilibyśmy już szampana, przygotowując się na noworoczne przyjęcie. Poza tym, że w Iranie szampan – jak każdy alkohol – jest nielegalny, to Irańczycy świętują nowy rok – Nowruz – w równonoc wiosenną. Cóż, co kraj, to obyczaj. Jakby melancholijnie nie było, musimy się dostosować. Jakież jest nasze zaskoczenie, kiedy w domu Mohammad i Raziye nie pozwalają nam odetchnąć, tylko każą się szykować na domówkę u swoich znajomych.

Zgodnie ze standardami panującymi w Iranie staram się okutać od stóp do głów – luźna sukienka-tunika z długimi rękawami, dżinsy i obowiązkowa chusta przykrywająca włosy. Pod chustą i włosami buzuje.
„Jak też tutaj takie domówki wyglądają? Bez muzyki, bo jak głośno w mieszkaniu, może wejść policja i zamknąć całe towarzystwo. Bez małego piwa nawet, bo zakaz sprzedaży alkoholu w całym kraju. Ciekawe. Ciekawe.”
Domysły szybko zarzucam, ponieważ stajemy przed naszym miejscem docelowym. Pukamy. Nerwowo poprawiam chustę i obciągam rękawy, jak najniżej się da. Drzwi otwierają się. Moje stereotypy z hukiem lecą na łeb, na szyję.
Wita nas piękna Iranka w czarnej minisukience koktajlowej i zabójczym makijażu. Za plecami gospodyni – jednej ze studentek, wynajmujących mieszkanie – huczy muzyka. W takt dobrze znanych hitów MTV bawi się reszta ekipy. Dołączamy do zabawy, jak tylko udaje nam się podnieść szczęki z podłogi.
Raz na jakiś czas radio cichnie. Wtedy chłopaki zaczynają śpiewać irańskie szlagiery. Mohammad gra na harmonijce ustnej. Dziewczyny biorą nas do kółka i pokazują, jak tańczyć.
- Teraz podnieście ręce do góry i machajcie, tak jakbyście witali słońce.
- Teraz kopiemy ziemię pod nasiona.
- Teraz szybko! Zmiana kierunku.
- Teraz wszyscy do środka. Szybciej! Szybciej!
Gwar śmiechu miesza się z muzyką. Oczy się iskrzą. Na policzki wpełza rumieniec. A potem na stole pojawia się potężna butelka przezroczystego płynu i zaczyna się odliczanie.
- Trzy! Dwa! Jeden!
- Szczęśliwego Nowego Roku!
Wszyscy rzucamy się sobie w ramiona. Składamy życzenia szczęścia, zdrowia, nieustającego optymizmu i nadziei na lepsze jutro. Domowej roboty, nielegalnym bimbrem z rodzynek wznosimy toasty z ludźmi, którzy nie obchodzą Nowego Roku. Z ludźmi, którzy zorganizowali celebrację odległą ich kulturze dla kompletnie obcych ludzi. Tylko dlatego, że pojawiliśmy się w ich domu i kraju jako goście. Tylko dlatego, że tak dyktują zasady gościnności. A perska gościnność nie zna granic.

Tekst: Aleksandra Wiśniewska
Zdjęcia: Andrzej Wiśniewski
Peryferie.com

Malbork. Podróż starą karetką przez świat. Relacja Aleksandr...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na malbork.naszemiasto.pl Nasze Miasto