Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Maciej Barański na końcu świata. Sycowianin bohaterem drugiego planu Operacji Tunguskiej

Dawid Samulski

Trailer z ich ostatniej wyprawy bije w sieci rekordy oglądalności. Odcinki całego dokumentu Operacja Tunguska zostaną wyemitowane niedługo po nowym roku. Gdzie? W drugim co do wielkości kanale podróżniczym na polskim Youtube Autostopem Na Koniec Świata.

I nie piszemy o tym wcale dlatego, że głównym bohaterem filmu jest Michał Pater, bo nie chodzi wcale o tego Michała Patera, czyli byłego dyrektora ZSP w Sycowie. Piszemy, ponieważ aktorem drugiego planu, drugim okiem kamery, był inny mieszkaniec Sycowa Maciej Barański, dbający o wizerunek kanału, zajmujący się managementem i odpowiedzialny za kontakt z mediami.

Dokument niskobudżetowy
– To już trzeci sezon przygód Miszy, magistra historii Uniwersytetu Wrocławskiego, podróżnika, a od niedawna jednego z najbardziej niekonwencjonalnych polskich youtuberów. Istniejący od niespełna dwóch lat kanał „Autostopem na Koniec Świata” ma już ponad 20 mln wyświetleń i liczba ta ciągle rośnie – piarowo temat ogarnia Maciek, który zdradził nam parę ciekawostek z wyprawy. Dozował je jednak na tyle umiejętnie, że, uspokajamy, na pewno nie zepsują przyjemności oglądania poszczególnych odcinków, zmontowanych z materiału trwającego jakieś 200 godzin. Samym montażem zajął się trzeci członek kanału. – Dokument jest niskobudżetowy. Udowadniamy, że nie trzeba grubych milionów, aby profesjonalnie utrwalić takie przedsięwzięcia. Da się to zrobić za pomocą dwóch kamer GoPro 4, ręcznego stabilizatora obrazu Feiyu-Tech G4QD, iphone’a i monopodu wykonanego z kijka trekkingowego – przekonuje Maciek.

Wrócił inny człowiek
Jako człowiek, który z autostopem nie miał wcześniej nic wspólnego, pokonał tym środkiem transportu około 23 tys. km, odbierając solidną lekcję życia. Dotarł na Daleki Wschód, w najdziksze zakątki Rosji, gdzie, jak podkreśla Misza, nic nie jest bezpieczne. – Taki wyjazd uczy pokory i zwiększa dystans do samego siebie. Wrócił naprawdę inny człowiek. Dojrzalszy – Maciek mówi o sobie.

Jako pierwsi
Głównym założeniem 4-miesięcznej Operacji Tunguskiej było dotarcie w trzy miejsca mrożące krew w żyłach i owiane tajemnicą. Żadnemu z Polaków jeszcze się to nie udało. Słynna Przełęcz Diatłowa, Diabelski Cmentarz czy miejsce katastrofy tunguskiej nie wywarły większego wrażenia na naszych bohaterach. Byli, zobaczyli, ale lodu w żyłach nie poczuli. Większe mieli ciarki na plecach, kiedy przed wyjazdem zapoznawali się z historią tych miejsc.
Pierwsze z nich swą nazwę zawdzięcza Igorowi Diatłowowi, szefowi wyprawy dziewięciorga studentów z 1959 r., którzy ponieśli śmierć w niewyjaśnionych okolicznościach. Jedna z hipotez zakłada, że dotarły do nich bardzo niskie infradźwięki, które doprowadziły do wybuchu niekontrolowanej paniki i tragicznej w skutkach ucieczki.
A dlaczego Diabelski Cmentarz? W okolicach Bracka nad Angarą znajdowało się ponoć kiedyś miejsce stanowiące cmentarzysko dla zwierząt. Myśliwi znajdowali tam ciała dzikich ssaków i ptaków, a miejscowi zbiegłych krów. Miejsce to nie było również przyjazne dla ludzi. Czemu zwierzęta ginęły, pozostaje zagadką.
Jeżeli zaś chodzi o miejsce katastrofy tunguskiej z 1908 r., to najprawdopodobniej doszło tam do ogromnej eksplozji wskutek upadku meteorytu.

Non stop na „czuju”
Michał i Maciek używali różnych środków transportu, włącznie z czołgami, śmigłowcami oraz łódkami. Odkąd opuścili ostatni ośrodek miejski, czyli Ust-Ilimsk, przez cały czas byli narażeni na bezpośrednie kontakty z niedźwiedziami, które w tym roku z jakby większą ochotą podchodziły pod ludzkie siedliska. – Na nasze szczęście widzieliśmy tylko jednego i to z odległości 500 m – przyznają. Większym zagrożeniem jest, według nich, nieuwaga i brak pokory. Nocne temperatury na początku października oscylowały w granicach -35 st. C, więc zdarzało się, że rzeka szerokości Odry potrafiła zamarznąć w jedną noc. Zaskoczyła tym nawet tamtejszych rybaków, którym zamarzła łódka z sieciami i musieli czekać na pomoc. Nasi wędrowcy także uczestniczyli w akcji ratunkowej, choć zadanie to do najbezpieczniejszych nie należało, co można zobaczyć na filmie. – Po za tym w Tajdze cały czas musisz być na „czuju”, a to trochę męczy – przekonują.

Tylko nie o historii
Ktoś, kto chce usłyszeć, że wielokrotnie byli narażeni na utratę życia, będzie rozczarowany. Chłopakom nie zależy na taniej sensacji z wątkami kryminalnymi, tylko na rzetelnym pokazaniu życia za magiczną granicą Uralu. Choćby tego, że tamtejsi Rosjanie są o wiele bardziej gościnni, niż mieszkańcy Europy Zachodniej. Pod warunkiem wszakże, że nie rozmawia się z nimi o historii i o polityce, bo tam do dziś panuje przekonanie, że to Związek Radziecki oswobadzał Polskę. To jeden w wielu efektów wieloletniej medialnej propagandy. Nie ma również sensu polemizować z tymi, a jest ich większość, którzy uważają, że za komuny było lepiej.
Opowiada Maciek: – Najdalej dojechaliśmy do wsi Wanawara. 600 km od najbliższego miasta, pełna dzicz, gdzie pieniądze czy inne dobra materialne są nic nie warte, bo tam całe życie oparte jest na barterze. Liczy się sprawna broń, która pozwala przetrwać, bo można nią polować.
Walutą, i to twardą, jest też spirytus. „Co to jest nic? Pół litra na dwóch” - żartował ksiądz Józef Tischner. – Być może powiedzonko to ukuł gdzieś na dalekiej Syberii – śmieje się Maciek.
Co jedli? Ryby, szyszki cedrowe, tuszonki, zupki chińskie itp. Nie były to może jakieś wymyślne posiłki, ale obaj zapewniają, że głodem nie przymierali.

Z powrotem ładą
– Szkoda, że wcześniej nie wiedzieliśmy, bo byśmy do niego wpadli – taka jest ich reakcja na wieść o tym, że polskim konsulem w Irkucku jest sycowianin Krzysztof Świderek. – Pewnie byłby zaskoczony, jakby usłyszał, że jego ziomek pojechał stopem na Tunguskę – Maciek nie ma wątpliwości.
Na łapanie stopa z powrotem nie mieli już czasu, ponieważ gonił ich termin wizowy i nie zdążyliby wyjechać z Rosji. – W ciągu 34 godzin od przyjazdu do Ust-Ilimska, 1000 km na północ do Bajkału, postanowiliśmy kupić ładę 2107 Żiguli z 1988 r. i przejechaliśmy nią łącznie 14 tys. km do samej Polski. Wykupiliśmy cło i będzie wizytówką kanału – zapewniają.

Europa za mała
„Polski Bear Grylls” - tak internauci nazywają czasem Michała Patera, który swoje wyprawy rozpoczynał od rodzinnych Karkonoszy. Pisze o sobie tak: „Z czasem byłem coraz bardziej odważny. Wyprawy z miasta do miasta, następnie przyszedł czas na Europę, ale i ta z czasem, również stała się za mała. Do tej pory przejechałem ją wielokrotnie, od Gibraltaru rozpoczynając, a na Atenach i Nordkappie kończąc. Po Europie przyszedł czas na jeszcze większe wyzwania. Rosja! -pomyślałem”. Misza był już w tym kraju pięć razy, przemierzając go od zachodu po najdalsze wschodnie zakątki. – Chęć poznania kultury oraz antropologiczny aspekt wypraw sprawił, że ciągle chcę tam wracać. Poza Rosją odwiedziłem również kilka byłych republik sowieckich. Jedno wyniosłem z Tajgi. To wdzięczność że obeszła się z nami delikatnie.

Jakie plany?
Strategia rozwoju ich popularnego kanału jest zaplanowana na 5-6 lat. Po Operacji Tunguskiej zamierzają pokazać Polskę od A do Z, serce Azji, czyli Mongolię, Chiny i Rosję, a ponadto Stany Zjednoczone ze szczególnym uwzględnieniem Alaski, dokąd znów mają zamiar udać się wspólnie. „Zrób sobie tripa po Europie” czy „Weź syna do lasu” - to inne ich pomysły, które także zamierzają wcielić w życie za pomocą kamery, ku uciesze setek tysięcy internautów.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dolnoslaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto