Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kultowe lokale dawnej Warszawy, czyli meduza z lornetą w Ścieku, kawior w Adrii

Redakcja
Wnętrza za miliony złotych, podłoga na którą wymiotowali wszyscy i stołeczny "szlak hańby" - zobacz, najbardziej kultowe lokale, w których bawiła się dawna warszawa.
Na zdjęciu: bal dziennikarza w warszawskiej Adrii.
Wnętrza za miliony złotych, podłoga na którą wymiotowali wszyscy i stołeczny "szlak hańby" - zobacz, najbardziej kultowe lokale, w których bawiła się dawna warszawa. Na zdjęciu: bal dziennikarza w warszawskiej Adrii. Narodowe Archiwum Cyfrowe
W warszawskiej Adrii Irena Jarocka uwiodła "Czterdziestolatka". W Kameralnej "zapominał się" Leopold Tyrmand, a w SPATiF-ie Maklakiewicz wymyślił monolog inżyniera Mamonia o polskim kinie. Tak bawiła się dawna Warszawa.

"Spacer" po kultowych lokalach dawnej Warszawy warto rozpocząć jeszcze przed drugą wojną światową, w miejscu należącym do włoskiego towarzystwa ubezpieczeniowego Riunione Adriatica di Sicurtà. Nazwa owego towarzystwa, nawet w latach trzydziestych była nad Wisłą słabo rozpoznawalna. Mimo to, niedługo po otwarciu ekskluzywnej kawiarni przy ul. Moniuszki 10, o lokalu zaczęły krążyć legendy. Za sławę Adrii odpowiadał w dużej mierze jej właściciel, Franciszek Moszkowicz. W ciężkich powojennych czasach utrzymał lokal, który swoim blichtrem konkurować mógł z klubami Paryża, Berlina czy Nowego Jorku.

Zaletą kawiarni był jednak przede wszystkim jej wielofunkcyjny charakter. Tak pisał o Adrii w 1931 roku magazyn "Architektura i Budownictwo": "stopniowa zmiana funkcyj towarzyskich i rodziny, zwłaszcza w okresie powojennego głodu mieszkaniowego, czyni kawiarnię jednem z najbardziej demokratycznych rozwiązań w kwestii miejsca odpoczynku, spotkań, wreszcie rozrywki dla szerokich warstw inteligencji".

Na ostrygi do Adrii, na „ulgową konsumpcję” do Paradisu

Adria szybko stała się miejscem spotkań inteligencji i zamożniejszej części warszawskiej elity. Tłumy gości przyciągał rzadko widywany w polskich lokalach przepych i wystrój (w tym słynny obrotowy parkiet). - Właściciel lokalu, Franciszek Moszkowicz wyłożył na Adrię ogromne pieniądze. Lokal przyciągał klientów z najwyższej półki swoim wystrojem i świetnymi orkiestrami (m.in. Petersburskiego - przyp. red.) – mówi Agnieszka Trempkowska z Towarzystwa Przyjaciół Warszawy.

To właśnie w lokalu przy ul. Moniuszki Eugeniusz Bodo, amant ówczesnego kina, wyznawał miłość aktorce Inie Benicie, śpiewając: „tyle miłości znajdziesz w sercu mem, znajdziesz w sercu mem, dziewczyno...". To tu koncertowała przed wojną Hanka Ordonówna, a kawiorem zajadał się generał Wieniawa-Długoszowski. Lokal z czasem stał się prawdziwym przedsiębiorstwem rozrywkowo-kawiarnianym i jednym z najpopularniejszych miejsc zabawy dla elity.

Adria nie była jednak jedyna. Dużą popularnością cieszył się również otwarty w latach trzydziestych przy Nowym Świecie 3 - Paradis. Dwukondygnacyjny gmach mieścił kawiarnię i położony poniżej, popularny dancing. Lokal szokował nowoczesnymi, bardzo jasnymi wnętrzami. Do Paradiso gości przyciągały jednak przede wszystkim znane nazwiska bywalców i „ulgowa konsumpcja”, jak w materiałach reklamowych z tamtego czasu nazywano dzisiejsze promocyjne ceny potraw. Występowała tutaj piosenkarka i aktorka Wiera Gran, grali m.in. pianista Stanisław Fereszko oraz Artur Gold i Jerzy Petersburski.

"Paradis, Nowy Świat 3. Obok Grety Gordon, znakomitej artystki cudzoziemskiej, Del Rio, hiszpańskiej tancerki rewiowej, wystąpi Wiera Gran, polska pieśniarka. Ulubieńcy warszawy: Mesalka, Gold i Petersburski. Została wprowadzona ulga konsumpcyjna. Zamiast 2,50 tylko 1,30 wyłącznie dla gości przybywających między 10. a 11. wieczorem z prawem pozostania na całą noc" - pisał w 1936 r. "Kurier Warszawski".

Gastronomia w cieniu żelaznej kurtyny

Oba lokale nie przetrwały próby czasu. Wojna, a następnie pierwsze lata PRL-u położyły kres wystawnym dancingom i przepychowi restauracji. Adria spłonęła jeszcze w okresie powstania warszawskiego (mieściła się tam powstańcza stołówka). Po wojnie restauracja została odbudowana, ale nie odzyskała już dawnej sławy, choć sam lokal działał jeszcze przez cały okres PRL-u. - Ponieważ znajdował się w centrum Warszawy, przychodzili tam dziennikarze i aktorzy - opowiada Agnieszka Trempkowska. - Restauracja cieszyła się popularnością mniej więcej do połowy lat siedemdziesiątych, choć ze starego wystroju niestety nic nie zostało. Wspominam ten lokal głównie z uwagi na piosenkę „Motylem jestem”. To właśnie w Adrii Irena Jarocka uwiodła „Czterdziestolatka”.

Agnieszka Trempkowska ostatni raz była tam w 2007 roku. - Nawet światła już wewnątrz nie było - wspomina. - Lokal był zamknięty i służył za magazyn PZU. Podobny los spotkał restaurację Paradis. W PRL-u lokal stał się „uspołecznioną” Melodią i pod tym szyldem działał do lat 80.

Polski Ludowej hańbiący szlak

PRL otworzył nowy rozdział również w historii polskiej gastronomii. Okres ciągłego niedostatku różnych produktów, także luksusowych, wymusił na właścicielach lokali liczne kompromisy. Ostrygi zastąpił zielony śledź, a szampan z kawiorem tzw. meduza z lornetą, czyli galareta doprawiona kieliszkiem wódki. Dawne elity z najmodniejszych lokali wyparli „młodzi gniewni”, pisarze - lekkoduchy, nastoletni poeci, aktorzy i literacka awangarda Warszawy.

Czytaj też: Tej muzyki nie usłyszysz w radiu. Alternatywne kluby w Warszawie

Stołeczni birbanci wędrowali od lokalu do lokalu tzw. „szlakiem hańby”. - W różnych latach miał on nieco inną trasę. W zależności od mody i klienteli. Lokale były rozsiane po Warszawie, a sami bywalcy odkrywali też po drodze nowe miejsca – mówi Agnieszka Trempkowska.

Wieczór mógł więc rozpocząć się U Fukiera na starówce lub w Czytelniku, gdzie swój stolik mieli pisarz Tadeusz Konwicki i aktor Gustaw Holoubek. Kawiarnia przy ul. Wiejskiej cieszyła się bodaj najlepszą reputacją ze wszystkich lokali na "szlaku". To tu toczyły się ożywione społeczno-polityczne dysputy.

Ci, którzy po zamknięciu lokalu przy Wiejskiej 12 chcieli kontynuować nocne wojaże, ruszali przed siebie wzdłuż Traktu Królewskiego, gdzie najczęściej przesiadywali podobni im ludzie sztuki, kultury czy aspirujące aktorki, próbujące za wszelką cenę zdobyć filmową rolę. Kawiarnie i restauracje stały się więc salonami artystycznymi, którymi rządziły bardzo specyficzne reguły. Jednym z takich miejsc była z pewnością legendarna Kameralna.

Najlepiej "zapomina się" w Kameralnej

"Jedziemy zapominać. Zapomina się najlepiej w Kameralnej” - mówi komisarz Halski w słynnej powieści „Zły” Tyrmanda. Autor swoim opisem lokalu, działającego na pograniczu podrzędnej spelunki i luksusowej restauracji, trafił w sedno. W Kameralnej bawili się stołeczni hochsztaplerzy, policjanci, esbecja, wytworne panie i paserzy z aspiracjami. Pełna gracji obsługa wyrzucała z uśmiechem na twarzy niedoszłych hazardzistów i pospolitych pijaczków, życząc im dobrej nocy.

Kameralna, mieszcząca się na rogu ul. Foksal i Kopernika, działała od początku lat pięćdziesiątych XX w. Była podzielona na dwa lokale dzienne oraz jeden nocny. W tym ostatnim obowiązywał swoisty dress code. Mężczyźni mogli przekroczyć próg restauracji jedynie w marynarce i krawacie.

"To nieważne zupełnie, że konsument mógł zostać akurat wyciągnięty po dwudziestu czterech godzinach ze śmietnika: musiał mieć tylko marynarkę i krawat" – pisał w „Pięknych dwudziestoletnich” Marek Hłasko, częsty gość na "szlaku hańby".

Owa elitarność „nocnej” Kameralnej miała więc charakter powierzchowny, choć nie znaczy to, że do lokalu wpuszczani byli wszyscy. - W Kameralnej bawiło się towarzystwo dobrze znane portierom lokalu. Na przykład Tyrmand czy Hłasko. Ale przychodzili tam też ludzie, którzy byli znani tylko z tego, że są znani. To trochę inne towarzystwo niż to, które spotykało się w Czytelniku, do którego chodziła głównie inteligencja – mówi Agnieszka Trempkowska.

W atmosferze dobrej zabawy, wśród bywalców i samozwańczych celebrytów nietrudno było się zatracić. O tym, jak dobrze "zapominało się" w Kameralnej pisał w swoich „Pięknych dwudziestoletnich” Marek Hłasko, wyznając, że bijatyki w lokalu kończyły się w komisariacie na ulicy Bednarskiej. Pisarz chwali się nawet, że z czasem zaprzyjaźnił się z pracującymi tam milicjantami. Znając pisarstwo Hłaski, opis jest jest z pewnością nieco podkoloryzowany, niemniej faktem jest, że bójki w Kameralnej wybuchały często.

Czytaj też: Klub Planeta w Warszawie. Tu mogłeś spotkać Spice Girls i młodego Kaddafiego

"Stopień rozbawienia gości obliczano na radiowozy policyjne (…), tak więc przy małej bójce zamawiano jeden radiowóz; przy większej dwa, górna granica nie została jeszcze ustalona i może stanowić obiekt niegasnącego zainteresowania badaczy" - pisał Hłasko we wspomnianej książce. Ci, których niespecjalnie przyciągały tego rodzaju atrakcje, mogli zamiast Kameralnej wybrać kolejny przystanek na „szlaku hańby”, czyli pobliski SPATiF.

O ile w Kameralnej bawili się obok siebie przedstawiciele władzy, drobni złodzieje i artystyczna elita, o tyle w siedzibie Stowarzyszenia Polskich Artystów Teatru i Filmu spotykali się przede wszystkim aktorzy i ludzie sztuki. Jednym z najbardziej znanych bywalców był z pewnością Jan Himilsbach, kamieniarz, pisarz i aktor, którego mogliśmy oglądać m. in. w słynnym "Rejsie". Anegdota głosi nawet, że grany przez niego w tym filmie Sidorowski był wyrazem zemsty aktora na dyrektorze SPATiF-u, Wojciechu Sidorowskim, który zakazał Himilsbachowi wstępu do lokalu.

W SPATiF-ie pito dużo, dyskutowano w oparach papierosowego dymu, a gdy towarzystwo się wykruszało, impreza przenosiła się do innej knajpy. Do lokalu przy Alejach Ujazdowskich Himilsbach zaglądał ze swoim kumplem z planu filmowego - Zdzisławem Maklakiewiczem.

Jan, dusza towarzystwa, zabawiał kumpli anegdotami i często zmyślonymi historiami z życia. "Maklak", jak nazywali Zdzisława koledzy, był bardziej powściągliwy. Swoje historie spisywał w wolnych chwilach na kartach, dodawał puenty, tworzył scenariusze. To właśnie podczas jednego z takich „posiedzeń” miał powstać słynny monolog inżyniera Mamonia z "Rejsu" na temat polskich filmów. Maklakiewicz nie tylko napisał, ale też w całości zagrał go podczas wieczoru w SPATiF-ie. I podobno wypadł lepiej niż przed kamerą.

W lokalu przy Alejach Ujazdowskich spotkać można było zresztą nie tylko słynny filmowy duet. Bywali tu też: poeci Antoni Słomiński i Adam Ważyk, dziennikarz Stefan Wiechecki „Wiech” czy aktorka Zofia Czerwińska.

- Z uwagi na stałych bywalców, SPATiF stał się miejscem kultowym. Jego właściciele chwalą się nawet, że mają parkiet, na który wymiotowali „wszyscy” – opowiada Agnieszka Trempkowska.

Pan tu nie wejdzie, w życiu i jeszcze długo nie

Miejscem, w którym spotkać można było również dużą liczbę sław, był ostatni punkt na „szlaku hańby” - Klub Stowarzyszenia Filmowców Polskich, nie bez powodu nazywany „Ściekiem”. To tu, po całonocnych wojażach „ściekali” ci, którzy zaczynali wieczór w Kameralnej.

Lokal przy Trębackiej, podobnie jak Kameralna, miał własnych portierów - „selekcjonerów”. To od nich Janusz Minkiewicz, pisarz i satyryk, miał kiedyś usłyszeć: „pan tu nie wejdzie, w życiu i jeszcze długo nie”. Oczywiście, rzekoma „selekcja” dokonywana była w sposób przypadkowy, a służyć miała jedynie pokazaniu władzy, jaką dysponował stojący u wejścia wykidajło. W przeciwieństwie do Czytelnika klientelę Ścieku stanowiła osobliwa zbieranina "ciem barowych", agentów UB, dam lekkich obyczajów i filmowców.

Każde z tych kultowych miejsc obrosło legendami, które podtrzymuje siła nostalgii ich dawnych bywalców. W dzisiejszych klubach i kawiarniach stolicy zmieniło się prawie wszystko – od kuchni, przez wystrój po muzykę. Zielonego śledzia zastąpił łosoś w sous vide, a jazzowe orkiestry ustąpiły miejsca didżejom. W tej rzeczywistości swoje legendy budują nowe kawiarnie, puby i restauracje. Kto wie? Może za trzydzieści lat to właśnie o jednym z dzisiejszych klubów będziemy opowiadać anegdoty?

Archiwalne zdjęcia lokali pochodzą z Narodowego Archiwum Cyfrowego



Jeśli jesteś zainteresowany patronatem naszemiasto.pl – napisz pod adres [email protected]
Jeśli chciałbyś zrobić projekt niestandardowy z naszemiasto.pl – napisz pod adres [email protected]


emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto