Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jan Kaczmarek skończyłby dziś 75 lat. "Kurną chatę" i "Pero, pero" śpiewała z nim cała Polska [POSŁUCHAJCIE NAGRAŃ]

Katarzyna Zimna
Katarzyna Zimna
Jan Kaczmarek (1945-2007)
Jan Kaczmarek (1945-2007) Magdalena Kołodzińska/archiwum

Ze sceny zawsze chciał uciekać. Czuł ogromną niechęć do publicznych występów. Peszyły go i tremowały. Ale miał to coś, co ostatecznie pozwalało mu za każdym razem przezwyciężyć swój lęk przed stanięciem oko w oko z widzami: niezwykły talent i vis comica, dzięki którym wywoływał salwy śmiechu na widowni - czy to podczas festiwalu w Opolu, czy na studenckiej FAM-ie. "Kaczmarek chciał być zwykłym inżynierem. Pech chciał, że pisał świetne dowcipne piosenki i miał poczucie humoru najwyższych lotów" - wspominał Tadeusz Drozda.

I winę za to, że Jan Kaczmarek został pierwszoplanowym gwiazdorem polskiego kabaretu, ponosi właśnie Drozda. Pan Janek wytłumaczył to w jednym z wywiadów, przypominając, że powstanie kabaretu Elita nastąpiło w "chwili historycznego postawienia mu piwa przez Tadeusza Drozdę".

Był rok 1969. Kaczmarek studiował elektronikę na Politechnice Warszawskiej. Koledzy z uczelni znali chłopaka z rozwichrzoną czupryną, który posiadł umiejętność brzdąkania na gitarze i śpiewania dowcipnych piosenek własnego autorstwa.

On już wtedy był gwiazdą na polibudzie - opowiada Jerzy Skoczylas, który wówczas również przyjął propozycję Drozdy i dołączył do Elity. - Gdyby nie Janek, nie odnieślibyśmy sukcesu ani na FAM-ie, ani w Opolu - wspominał Skoczylas.

Około 1970 roku napisałem piosenkę "Kurna chata" i ku mojemu zdziwieniu została ona zakwalifikowana na Festiwal Polskiej Piosenki w Opolu. Pojechaliśmy, zaśpiewaliśmy i wygraliśmy" - pisał w swoim życiorysie Kaczmarek. Był rok 1971 i Elita została wyróżniona w Opolu nagrodą Radiokomitetu. Wtedy też rozpoczęła się na dobre trwająca do dzisiaj kariera kabaretu. "Chyba wówczas ostatecznie do nas dotarło, że inżynierami to my już nie będziemy - wspominał Drozda.

"Kurną chatę" śpiewała cała Polska, a Kaczmarek produkował kolejne przeboje i prosił kolegów, by śpiewali je publicznie bez niego. "Uciekaliśmy się do podstępów. Okłamywaliśmy go, że wyjdzie na scenę tylko na chwilę. Tłumaczyliśmy, że bez niego sobie nie poradzimy" - opowiadał o metodach scenicznych rekrutacji Drozda.
Dowcipnymi studentami zainteresowało się szybko Polskie Radio, które wówczas udostępniało sporo antenowego czasu młodym kabareciarzom. Przyuważył ich Andrzej Waligórski, szef wrocławskiego magazynu rozrywkowego "Studio 202". I najpierw Kaczmarek w 1973 roku, a za chwilę cała Elita podpisali kontrakt z Polskim Radiem. Kaczmarek był etatowym tekściarzem we wrocławskiej rozgłośni, ale zaraz ogólnopolska Trójka zapragnęła mieć go u siebie.

Marcin Wolski, rezydujący w Warszawie satyryk, zaangażował Kaczmarka wraz z Elitą do Programu Trzeciego. Wyprodukowane przez kabaret programy ukazywały się najpierw w "Ilustrowanym Tygodniku Rozrywkowym", a następnie w bardzo popularnym magazynie "60 minut na godzinę".

Triumfy święcili też w ogólnopolskich wydaniach "Studia 202". Zresztą swojego pierwszego pracodawcy - Andrzeja Waligórskiego - nie zdradzili nigdy. Był ich mistrzem, przyjacielem i autorytetem nie tylko w dziedzinie poczucia humoru.

Waligórski twierdził, że Kaczmarek ma dar do humoru refleksyjnego, przemyślanego, głębokiego. Kiedy w 1980 roku Czesław Miłosz dostał literackiego Nobla, Kaczmarek wysmarował taką oto piosenkę: "Nie znałem pana, panie Czesławie, choć mi maturę wydano/i wierszy pańskich z głowy nie strzelam, bo strzelać nam nie kazano". Po czym wyznał publicznie, że naprawdę nie wiedział, kto to ten Miłosz. W związku z tym noblista zaprosił niedouczonego kabareciarza na wieczór autorski i poprosił go o wyśpiewanie szczerej pieśni. "To był jeden z najważniejszych dni w moim życiu. Mogłem porozmawiać z Miłoszem, a nawet zrobiłem z nim wywiad. Później przeczytałem chyba wszystko, co on napisał" - opowiadał po latach.

Publiczność go uwielbiała, bo był satyrykiem z wielką kulturą. W jego piosenkach nie było chamstwa i prostackiego humoru. Było wiadomo, że każdy jego nowy utwór to zaskoczenie. Na warsztat brał tematy niezbyt kabaretowe i umiał bawić się słowami, bawiąc do łez. Nie był to jednak ryk widowni i zrywanie boków. Publiczność w te jego satyryczno-poetyckie kawałki się wsłuchiwała. "Polskie Strzechy", czyli "Nie angielskie, nie kreolskie", "Zerowy bilans, czyli pero, pero", "Czego się boisz głupia", "Do serca przytul psa", "Ballada o mleczarzu", "Wapno", "Co się zżera w jeziorze", "Oj naiwny", "Europa" stały się przebojami i przeszły nie tylko do historii kabaretu, ale znajdują się w encyklopedii polskiej muzyki rozrywkowej. "One przychodziły do mnie znienacka. Siadałem i pisałem. Ot i wszystko. Na początku niestety nie zdawałem sobie sprawy, że będę musiał je śpiewać" - kwitował Kaczmarek, który pokazał nam, że przy pomocy śmiechu można pokonać nawet największe słabości i lęk.

Jan Kaczmarek zmarł 14 listopada 2007 r. na chorobę Parkinsona, na którą cierpiał od lat 80. Pochowano go na cmentarzu Grabiszyńskim we Wrocławiu.

Od czerwca 2013 roku jedna z uliczek w Parku Południowym we Wrocławiu nosi imię Jana Kaczmarka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na dolnoslaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto