Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Handlował peklowanym ludzkim mięsem. Przerażająca historia Karla Denke z Ziębic

Damian Bednarz
Damian Bednarz
Karl Denke
Karl Denke fot. Archiwum
Uważano go za spokojnego i bogobojnego człowieka, a niektórzy nazywali go nawet dobrotliwie "ojczulkiem". Śledztwo, jakie prowadzone było tuż po jego śmierci, spowodowało, że w Ziębicach drastycznie spadła konsumpcja mięsa. Poznajcie historię Karla Denke, który nazywany jest "kanibalem z Ziębic".

Spis treści

Ta historia wydarzyła się naprawdę. Była zima 1924 roku. Mieszkańcy ówczesnego Münsterberg (dzisiejszych Ziębic) powoli szykowali się do nadchodzących świąt Bożego Narodzenia. Życie płynęło tam powoli i spokojnie, a w okolicy można było całkiem nieźle zarobić. Pewnie dlatego bezrobotny czeladnik Vincent Olivier wybrał właśnie Ziębice, żeby dorobić nieco przed świętami. Pierwszą noc spędził w miejscowym schronisku, a później zdecydował, że zapuka do okolicznych domów prosić o pracę. I właśnie ta decyzja zakłóciła po części spokój miejscowych.

"Adolf, ty tłusty bebechu..."

Oliver zapukał do drzwi mieszkania znajdującego się przy obecnej ulicy Stawowej 13. Prosił o jałmużnę. Mieszkający tam Karl Denke zaproponował pracę, którą miała być pomoc w napisaniu listu do brata. Za swoje usługi Olivier miał otrzymać 20 fenigów.

"Adolf, ty tłusty bebechu..." - podyktował na wstępie Denke. Słowa te tak rozbawiły Vincenta Oliviera, że zaczął się śmiać i odwrócił głowę w kierunku dyktującego. To uratowało mu życie. Denke w tej samej chwili zamachnął się i zadał czeladnikowi cios motyką. Ranny Olivier uciekł do miejscowego posterunku policji, gdzie przekazał policjantom informację, że powszechnie szanowany Karl Denke chciał go zabić. Wezwany na miejsce lekarz potwierdził, że rany są poważne i nie wyglądają na samookaleczenie. Mundurowi, którzy nie chcieli wierzyć w te rewelacje, nie mieli już wyjścia. Denke został aresztowany. Kilka godzin później, zamknięty w celi powiesił się na pętli zrobionej z chustki do nosa.

Peklowane ludzkie mięso

Karl Denke był niezwykle szanowanym mieszkańcem Ziębic. Urodził się w Kalinowicach Górnych, niewielkiej wsi w powiecie ząbkowickim. W szkole uważany był za jednego z gorszych uczniów. Uznawany był za opóźnionego w rozwoju, podjęto nawet próby ubezwłasnowolnienia go, jednak nie przyniosły one skutku. Po śmierci ojca przeprowadził się do Ziębic, gdzie kupił własną ziemię za pieniądze z ojcowizny. Był bogobojny, często nosił krzyż na pogrzebach. Miejscowi szanowali go za to, że dawał schronienie ubogim, a także był przedsiębiorczy - handlował mięsem i skórami na targowisku w Ziębicach i we Wrocławiu. Jak się później okazało, było to ludzkie mięso...

Poznaj największe sekrety ziemi kłodzkiej!

Kiedy po śmierci Denkego policjanci poszli do jego domu, żeby zabezpieczyć pozostałe po nim mienie, natrafili na przerażający widok. W szafie wisiały podarte, pokrwawione ubrania, na parapecie leżało kilkadziesiąt dokumentów na różne nazwiska, a na stole i szafkach pełno było odartych z mięsa ludzkich kości. Poobcinane stopy, pokawałkowane ludzkie kończyny w trakcie zdzierania skóry. Na jednej ze ścian wisiały tuziny pasków, szelek i sznurowadeł z ludzkiej skóry, na podłodze stała maszynka do robienia mydła. Przede wszystkim jednak w mieszkaniu i stojącej obok domu szopie znaleziono liczne naczynia z peklowanym mięsem.

Przerażające śledztwo

W trakcie śledztwa oszacowano, że zabił około 30 osób. Wszystko dzięki szczegółowemu rejestrowi, który Denke prowadził. Znajdowały się w nim nazwiska i daty śmierci poszczególnych ofiar. Prowadzący śledztwo policjanci powoli ustalali przerażające fakty działalności dobrotliwego ojczulka, a prasa skrupulatnie informowała o nowych odkryciach. Ustalono, że ojczulek po zabiciu ofiary, rąbał ich ciała, a mięso marynował i pakował do słoików, które zabierał później do Wrocławia. Sprzedawał je w miejscowej hali targowej jako wieprzowinę i cielęcinę dla dzieci. Swoje stoisko wystawiał także na targu w Ziębicach.

Kiedy ta wiadomość obiegła region, gwałtownie spadła sprzedaż mięsa na całym Dolnym Śląsku, a miejscowa fabryka konserw zbankrutowała, przez co na bruk trafiło wielu mieszkańców okolicy. Zaczęto mówić o tym, że właściciel fabryki, niejaki Seidl, kupował mięso właśnie od Karla Denke. Co więcej, kilka ze znalezionych słoików w domu mordercy było otwarte. Świadczy to najprawdopodobniej o tym, że Karl sam zjadał swoje ofiary.

Pochowano go 31 grudnia 1924 roku w asyście policji. Wszystko w obawie przed tym, żeby miejscowa ludność nie zakłóciła uroczystości, a także zbezcześciła grobu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Niedziele handlowe mogą wrócić w 2024 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na klodzko.naszemiasto.pl Nasze Miasto