Dziś pan Mariusz twierdzi, że praca w kopalni to jest jego życie i gdyby miał jeszcze raz decydować o swojej zawodowej przyszłości, to zrobiłby dokładnie tak samo.
- Ale zanim trafiłem do kopalni próbowałem sił w wojsku - opowiada. - Planowałem związać się naszą armią i nawet zaciągnąłem się na ochotnika do wojska. Po kilkunastu miesiącach ćwiczeń i wyjazdów na poligony stwierdziłem, że żołnierz nie bardzo ma czas dla rodziny, a tego bym nie chciał.
Już w cywilu zapisał się do Zespołu Szkół Miedziowego Centrum Kształcenia Kadr w Lubinie, gdzie uczył się górnictwa, a konkretnie zdobył uprawienia operatora samojezdnego wozu wiercącego, samojezdnego wozu kotwiącego.
Pierwsze zjazdy do kopalni Mariusz Samborski miał w ramach szkolnych praktyk.
- Dwa razy w tygodniu zjeżdżaliśmy do kopalni i tam uczyliśmy się zawodu ślusarz - mechanik - mówi. Zapytany o to, jak wspomina swój pierwszy zjazd, odpowiada: - Nie pamiętam go! - śmieje się górnik. - Pewnie po części ze strachu, po części z emocji.
Do pracy w ZG Rudna trafił pół roku po zakończeniu szkoły. Został przyjęty na te same oddziały, na których wcześniej praktykował.
- Ale choć od tego czasu minęło już 15 lat przyznam, że do tej pory uczę się kopalni, bo każdy dzień pod ziemią jest całkiem inny - przyznaje mieszkaniec gminy Jerzmanowa, który pod ziemią, na maszynie zwaną kotwiarką, wykonuje jedną z najniebezpieczniejszych prac - zabudowuje kotwy w stropie.
Żona Monika wie, jak wygląda miejsce pracy męża. Już dwa razy, w ramach zjazdów barbórkowych dla rodzin, odwiedziła chodniki ZG Rudna. - Warunki są tam trudne, bo jest bardzo gorąco i panuje wysokie zapylenie. Wystarczyło tylko pobyć tam przez jakiś czas, a człowiek wyjeżdżał brudny na górę.
Pan Mariusz przyznaje, że w kopalni przeżył wiele różnych sytuacji, łącznie ze wstrząsami. Ale nie chce o tym mówić.
- Żona o wielu rzeczach nie wie, bo i po co ma się martwić. W gronie kolegów czasem się o tym rozmawia, ale też staramy się unikać tematu pracy - mówi.
Pan Mariusz wspomina jednak tragedię sprzed trzech lat, gdy 29 listopada w ZG Rudna pod ziemią zginęło ośmiu górników. - Pojechałem wówczas na nockę. Zjazd był wstrzymany, bo wyprowadzali chłopaków. Ale potem normalnie podjęliśmy pracę, tylko że w całkiem innym rejonie kopalni - wspomina.
W domu na pana Mariusza czeka rodzina. Oprócz żony Moniki, ma też dwie córeczki, 12-letnią Igę i siedmioletnią Lenkę. Dla górnika to właściwie cały świat, z którym najchętniej spędza każdą wolną chwilę. - No i z całym naszym zwierzyńcem - śmieją się Monika i Mariusz. - A mamy trochę tych zwierząt i wszystkiego po dwa: psy, koty, świnki morskie i szczurki - wymieniają, a pan Mariusz dodaje: - Barbórkę świętuję z najbliższymi, czyli moimi dziewczynami. Nie chodzę na karczmy, ale za to dwa razy w roku bawimy się z żoną na związkowych zabawach.
Jako że Samborscy, to rodzina z górniczymi tradycjami, temat kopalni i pracy jest bardzo częsty podczas wspólnych spotkań. - Oj, mąż, jego brat i teść fedrują w domu aż miło! - śmieje się pani Monika.
Szczęść Boże Górnikom z KGHM.
Mariusz Samborski
z żoną Moniką
============02 Lead 9 (48122528)============
============11 Zdjęcie Autor (48122530)============
fot. grażyna szyszka
============25 Liftout red (48122537)============
Pacjenci są sami sobie winni, bo nie przestrzegają godzin przyjmowania dzieci chorych i zdrowych
Tomasz Chuchla
Dziennik Zachodni / Wielki Piątek
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?