Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Duża awantura o wycięte w pień drzewa i ogrom pretensji do urzędników

Beata Samulska
fot. Beata Samulska
Mieszkańcy wspólnoty przy ulicy Szarych Szeregów 1 są oburzeni zachowaniem urzędników i burmistrza Dariusza Maniaka w sprawie wycinki 15 drzew przy ich posesji. Ich zdaniem władza i urzędnicy zachowują się arogancko i nie liczą się ze zdaniem zwykłych obywateli. Dlaczego?

Właściciel posesji sąsiadującej ze wspólnotą przy ulicy Szarych Szeregów 1 wystąpił do gminy z wnioskiem o wycięcie drzew na terenie należącym do gminy. Starostwo Powiatowe w Oleśnicy wydało decyzję pozytywną 9 kwietnia 2018 roku i gmina przystąpiła do wycinki. Przez 40 lat na pasie drogi, który takim jest tylko na mapie - w rzeczywistości to kawałek ziemi wzdłuż budynku - rosły drzewa zasadzone m.in. przez pana Jana Krzywieckiego.
- W miejscu, gdzie teraz będzie prawdopodobnie budynek mieszkalny dla pracowników, bo luksfery zastąpiono oknami, był przez 40 lat warsztat - wyjaśnia nam mieszkaniec bloku, pan Leszek Zawierucha. - Któregoś dnia w listopadzie przyszli pracownicy, wycięli piętnaście drzew i nawet po sobie nie posprzątali. Nas o zgodę na tę wycinkę nie pytał kompletnie nikt. Budynek postawiony jest na samej granicy działki. Od tej granicy parę metrów stanowi pas gminny i tutaj właśnie rosły posadzone przez nas drzewa - pokazuje zarośnięty dziś krzakami kawałek ziemi i pozostałe tu pnie drzew. Wycięto siedem sosen, świerków, mirabelkę, sześć brzóz i dwie akacje. - Płot z prywatnej posesji, przy którym rosły drzewa, wysunięty jest aż na teren gminny - pokazuje nam pani Bożena Szantyr. - I nikt nie interesuje się tym, nikomu w gminie to nie przeszkadza. Dla urzędników najważniejsze było wycięcie tych drzew - mówi z goryczą. - Grzegorz Rosiek z urzędu próbuje nam wmówić, że w tym miejscu, gdzie rosły drzewa, jest droga, ale tak naprawdę jej tutaj nie ma - denerwuje się pan Leszek. - Plan planem, ale rzeczywistość jest inna. - Właścicielowi, gdy stawiał budynek, nie przeszkadzały drzewa, które tu rosły od 40 lat - spostrzega pani Bożena. - Teraz prawdopodobnie chce przekształcić ten warsztat na budynek mieszkalny, stąd ta wycinka drzew i zastąpienie luksferów oknami. Interesujące jest to, czy powiatowy inspektor nadzoru budowlanego wie, co tu się dzieje. Wycinka odbyła się po cichu, bez naszej zgody, bez konsultacji. Wróciliśmy z pracy i drzew już nie było. To były piękne, zdrowe drzewa, pozostały nam zdjęcia. One dawały tyle cienia. Podwórko było zielone. Aż przyjemnie było wyjść przed dom. A teraz. Nie dość, że podwórko zalane jest teraz słońcem, to jeszcze pracownicy tego pana zaglądają nam w okna, bo warsztat, który za chwilę pewno będzie budynkiem mieszkalnym z oknami dachowymi, jest oddalony raptem o kilka metrów od naszej posesji. Nie czujemy się tu komfortowo. Musimy nad ranem zasłaniać nasze okna żaluzjami. Życie stało się nie do zniesienia, bo straciliśmy naszą intymność, a także coś, co nas przez tyle lat cieszyło. Jak można było na coś takiego wydać zgodę? Dlaczego nikt nie liczy się ze zdaniem zwykłych mieszkańców, nikt nas nie szanuje? U burmistrza Dariusza Maniaka usłyszeliśmy, że nie wygramy z tym panem żadnej sprawy, bo on ma pieniądze, a nas nie stać na prawników. Jak tak można podchodzić do ludzi? To jest burmistrz reprezentujący nas, mieszkańców, czy interesy przedsiębiorców? - denerwują się mieszkańcy. - Rosiek poinformował nas, że wycięto te drzewa, bo były stare i spróchniałe - mówi pan Leszek. - A to nieprawda. Usłyszeliśmy, że igliwie ze świerków zapycha temu panu rynny. Ale to nie powód, by ciąć drzewa. Igliwie można sprzątać, ale jeśli komuś się nie chce… To jak to jest: wyrżniemy wszystkie drzewa, bo komuś przeszkadza igliwie i liście? Pan Rosiek jest naszym zdaniem osobą wyjątkowo niekulturalną, zresztą burmistrz również. Przed wycinką powiedział nam, że będą przycięte tylko gałęzie. Czujemy się oszukani! - mówi pani Bożena. - Kiedy mu zwróciłam uwagę na to, że nie chcemy wycinki, nakrzyczał na mnie, że to tylko podcięcie gałęzi będzie. - Byliśmy pięć razy u burmistrza - dodaje pan Leszek. - Zachował się jak dziecko. Nie był kompletnie przygotowany do rozmowy. Pytaliśmy, na jakiej podstawie wycięto te drzewa. Nie pokazał nam żadnych dokumentów. Nie rozumiem tego człowieka. Wycięcie piętnastu zdrowych drzew to jest moim zdaniem sabotaż. - Zapytałam burmistrza, kiedy będą nasadzenia nowych drzew w miejsce tych wyciętych - wspomina pani Bożena. - Usłyszałam, że drzewa zostaną nasadzone gdzieś na terenie gminy, nie u nas. Powiedział mi też, że takich niezałatwionych spraw, na które poprzednia władza nie wydała zgody, leży na jego biurku cała sterta. Gmina przez półtora roku za poprzedniego burmistrza nie wydawała zgody na wycinkę tych drzew. Przyszedł nowy burmistrz i drzewa wycięte! Czujemy się bezsilni. Nie uzyskaliśmy od burmistrza żadnej pomocy. Obawiamy się, że w tej sytuacji - gdy wycina się drzewa na żądanie właściciela - wchodzą w grę jakieś pieniądze. Burmistrz powiedział, że w tej sprawie nic nie zrobimy, bo w papierach jest wszystko w porządku. - To jest okropna niesprawiedliwość - mówi pan Leszek.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sycow.naszemiasto.pl Nasze Miasto