Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Włodzimierz Ciołek z Wałbrzycha wywalczył srebrny medal piłkarskich mistrzostw świata (ZDJĘCIA)

Artur Szałkowski
Włodzimierz Ciołek z medalem XII Piłkarskich Mistrzostw Świata w Hiszpanii w 1982 r.
Włodzimierz Ciołek z medalem XII Piłkarskich Mistrzostw Świata w Hiszpanii w 1982 r. Dariusz Gdesz
Włodzimierz Ciołek z Wałbrzycha jest w elitarnym gronie 40 polskich piłkarzy, którzy zdobyli medal piłkarskich mistrzostw świata. Czy piłkarze obecnej reprezentacji Polski na mundialu w Rosji podążą ich śladem?

Entliczek, pentliczek, co zrobi Piechniczek? Tymi słowami rozpoczynała się popularna piosenka „Tajemnice mundialu", którą latem 1982 roku śpiewała cała Polska. Pytanie z popularnego hitu Bohdana Łazuki zadawali sobie wówczas wszyscy. Nikt nie wiedział, na co tak naprawdę stać naszą reprezentację pod wodzą trenera Antoniego Piechniczka na piłkarskich mistrzostwach świata w Hiszpanii. Od 13 grudnia 1981 roku w Polsce obowiązywał stan wojenny i żadna reprezentacja nie wyrażała wówczas ochoty rozegrania meczu towarzyskiego z naszą kadrą. Pozostawały treningi oraz mecze towarzyskie z drużynami klubowymi. W takiej sytuacji trudno było wyrokować, w jakiej formie są polscy piłkarze i czy ich udział w mundialu nie zakończy się klapą.

Dobrym omenem był obóz przygotowawczy w niemieckim miasteczku Murrhardt. Było ono bazą pobytową Polaków podczas mundialu w 1974 roku, który zakończyli na III miejscu. Eliminacje do światowego czempionatu na Półwyspie Iberyjskim nasza drużyna przeszła jak burza bez straty punktu, dwukrotnie pokonując drużynę Niemieckiej Republiki Demokratycznej (1:0 w Chorzowie i 3:2 w Lipsku) oraz dwukrotnie Maltę (2:0 w Gżira i 6:0 we Wrocławiu). Otwierającemu eliminacje meczowi Polaków z Maltańczykami na wyjeździe towarzyszyły jednak niecodzienne okoliczności. Zaczęło się od tzw. afery na Okęciu.

Józef Młynarczyk, bramkarz reprezentacji, miał się pojawić na lotnisku w stanie wskazującym na spożycie alkoholu. Ówczesny trener reprezentacji Ryszard Kulesza postanowił zostawić go w kraju. Wówczas za bramkarzem wstawili się jego klubowi koledzy z Widzewa Łódź: Zbigniew Boniek, Władysław Żmuda i Stanisław Terlecki. Ostatecznie Młynarczyk poleciał z reprezentacją na przedmeczowe zgrupowanie we Włoszech. Po interwencji władz Polskiego Związku Piłki Nożnej cała czwórka wróciła do kraju i została zdyskwalifikowana. Wypadnięcie ze składu reprezentacji czterech podstawowych piłkarzy otworzyło możliwość występu w meczu przed rezerwowymi. W podstawowym składzie na mecz z Maltańczykami pojawił się między innymi wałbrzyszanin Włodzimierz Ciołek, wówczas piłkarz Stali Mielec.

– Graliśmy na skalnym boisku, którego nawierzchnia przypominała beton. Nie było tam nawet źdźbła trawy – wspomina Włodzimierz Ciołek. – Trybuny też były wykute w skałach i kiedy pod koniec meczu strzeliliśmy drugą bramkę, miejscowi kibice zaczęli rzucać kamieniami na boisko.

Na szczęście żaden z piłkarzy nie ucierpiał. W trosce o ich bezpieczeństwo sędzia odgwizdał koniec spotkania, a światowa federacja zaakceptowała wynik 2:0 dla Polski. Po tym meczu z reprezentacją pożegnał się Ryszard Kulesza, a jego następcą został wybrany Antoni Piechniczek. Dokończył zwycięskie dla kadry eliminacje i wybrał 22 piłkarzy, którzy pojechali na mistrzostwa do Hiszpanii. Wśród wybrańców znalazł się również pomocnik z Wałbrzycha.

– Po wylądowaniu w Hiszpanii natychmiast przesiedliśmy się do autokaru i pod silną eskortą policji zostaliśmy przewiezieni do miejsca zakwaterowania – mówi Włodzimierz Ciołek. – Zamieszkałem w pokoju z Januszem Kupcewiczem i zaczęliśmy przygotowania do meczu z Włochami.

To spotkanie wałbrzyszanin oglądał w towarzystwie ponad 33 tys. widzów z trybun stadionu w Vigo. Według wówczas obowiązujących przepisów na ławce rezerwowych mogło zasiadać tylko pięciu piłkarzy. Pozostali oglądali mecz z perspektywy kibica. Spotkanie Polaków z Włochami zakończyło się wynikiem 0:0, co słusznie uznano za sukces.

Zaczęły się przygotowania do kolejnego meczu naszej reprezentacji, tym razem z Kamerunem. W Polsce uznawano to spotkanie za formalność, które zakończy się pewnym zwycięstwem Polaków. Reprezentanci Afryki postawili jednak poprzeczkę bardzo wysoko i kolejny mecz naszej reprezentacji w La Coruna zakończył się wynikiem 0:0. W kraju uznano to za klęskę i na naszych reprezentantach postawiono już krzyżyk. Trzeci mecz fazy grupowej, który Polacy mieli rozegrać z Peru, traktowano jak pożegnanie z mistrzostwami. Nasi działacze, których w ekipie było prawie tyle samo, co piłkarzy, nie zawracali sobie głowy takimi sprawami, jak rezerwacja odpowiedniej kwatery na kolejną fazę mistrzostw.

Za tę krótkowzroczność polscy piłkarze stracili prawdopodobnie szansę na grę w finale mistrzostw, ale o tym później. Przed meczem z Peru trener Piechniczek dokonał zmian w wyjściowym składzie reprezentacji. Janusz Kupcewicz został wstawiony do linii pomocy, a Zbigniew Boniek przesunięty do ataku. Na ławkę rezerwowych, a nie jak dotychczas na trybuny, trafił Włodzimierz Ciołek. Po pierwszej połowie utrzymywał się wynik bezbramkowy. W końcu 10 minut po przerwie rozwiązał się worek z bramkami dla Polski. W ciągu niespełna kwadransa na listę strzelców wpisali się kolejno: Włodzimierz Smolarek, Grzegorz Lato, Zbigniew Boniek i Andrzej Buncol. W 74 minucie trener Piechniczek ściągnął z boiska strzelca pierwszej bramki i wpuścił w jego miejsce Włodzimierza Ciołka. Chwilę później rajd prawym skrzydłem przeprowadził Grzegorz Lato, dobry znajomy wałbrzyszanina z Mielca, i dośrodkował piłkę przy ziemi w okolicę 16 metra przed bramką.

– Zauważyłem, że bramkarz Peru stoi przy krótkim słupku i odsłania drugą część bramki – wyjaśnia Włodzimierz Ciołek. – Dośrodkowanie było idealne, kopnąłem piłkę niezbyt silnie, ale precyzyjnie i zmieniłem wynik meczu na 5:0. To było wspaniałe uczucie strzelić gola na mistrzostwach świata zaraz po wejściu na boisko.

POLSKA - PERU 5:1

Ostatecznie mecz Polaków z Peruwiańczykami na stadionie w La Coruna zakończył się wynikiem 5:1. Polacy zajęli pierwsze miejsce w grupie i przeszli do kolejnej fazy mistrzostw. W drugiej rundzie mieli zagrać z Belgami i piłkarzami Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Wiązało się to jednak z przeprowadzką do Barcelony i gorączkowym szukaniem przez działaczy kwatery, w której mogliby zamieszkać piłkarze.

– Znaleźli w końcu jakiś hotel położony na wzgórzu, który nie posiadał klimatyzacji – wspomina Włodzimierz Ciołek. – Temperatury sięgały 45-50 stopni Celsjusza. W nocy było niewiele mniej. Żeby usnąć, okrywaliśmy się zmoczonymi w wodzie prześcieradłami. Pomagało tylko na chwilę, bo prześcieradła szybko wysychały.

Po trzech bramkach Zbigniewa Bońka Polacy pokonali Belgów 3:0, Ciołek zagrał w ostatnich ośmiu minutach meczu. W spotkaniu z drużyną ZSRR, która pokonała Belgów tylko 1:0, wystarczał Polakom remis, by awansować do półfinału mundialu. Tym razem wałbrzyszanin zagrał od 51 minuty.

– Na Rosjanach nasze wysokie zwycięstwo z Belgami musiało zrobić duże wrażenie, to było widać w ich oczach – tłumaczy Włodzimierz Ciołek. – Bali się nas i byli bezsilni. W trakcie tego meczu widzieliśmy również, jak polscy kibice rozwiesili na trybunach transparenty z napisami „Solidarność". Podobno cenzura w naszej telewizji zasłaniała te fragmenty innymi ujęciami.

Polska, mimo przewagi i kilku okazji do strzelenia gola, zremisowała bezbramkowo z Rosjanami i znalazła się w półfinale. Tam czekali na nas Włosi - późniejsi mistrzowie świata. W tym meczu z powodu żółtych kartek nie mógł zagrać Boniek. W podstawowej jedenastce wybiegł jednak na boisko Ciołek.

– Ciarki przechodziły po plecach, kiedy stałem na środku boiska i słuchałem hymnu narodowego – mówi Włodzimierz Ciołek. – Niestety, nie mieliśmy wówczas szans wygrać z Włochami, m.in. z powodu braku klimatyzacji w hotelu. Upały poważnie nadwątliły nasze siły. Przegraliśmy z Włochami 0:2 i pozostał nam do rozegrania mecz o III miejsce z Francją w miejscowości Alicante.

Już bez udziału Włodzimierza Ciołka Polska wygrywa to spotkanie i po raz drugi w historii zdobywa srebrny medal mistrzostw świata. Zwycięska drużyna mistrzostw dostawała wówczas bowiem złote krążki, zdobywca drugiego miejsca pozłacane, a za IV miejsce przyznawano brązowe. Ceremonii wręczania medali za III miejsce towarzyszył niestety zgrzyt. Piłkarze Francji byli dekorowani przez przedstawicieli światowej federacji piłkarskiej. Nasi zawodnicy odbierali medale z tacy, którą niósł kapitan drużyny Władysław Żmuda.

POLSKA - FRANCJA 3:2

Na tym nie skończyły się jednak perturbacje Polaków w Hiszpanii. Nasi piłkarze mieli zagwarantowane obejrzenie z trybun stadionu w Madrycie meczu finałowego pomiędzy Włochami i Republiką Federalną Niemiec. Przed stadionem okazało się, że obiecane przez organizatorów dla naszych piłkarzy bilety zniknęły. Prawdopodobnie zostały sprzedane przez polskich działaczy. Nasi reprezentanci obejrzeli więc finał w hotelu na ekranach telewizorów. Niewiele również brakowało, by nasza drużyna... zginęła w katastrofie lotniczej.

– Po starcie do kraju i osiągnięciu pułapu chyba trzech tysięcy metrów okazało się, że w naszym samolocie nie zamknęło się jedno podwozie – wspomina Włodzimierz Ciołek. – Pilot zawrócił na lotnisko, zaczął zrzucać paliwo i poinformował nas o kłopotach. Kiedy zobaczyliśmy w dole mnóstwo wozów strażackich, byliśmy bladzi ze strachu i opróżniliśmy chyba cały zapas drinków, jaki był na pokładzie. Na szczęście awaryjne lądowanie odbyło się pomyślnie – wspomina.

Drugi lot, innym samolotem odbył się już bez problemów. Polscy piłkarze wrócili do kraju późną nocą i mimo że nadal obowiązywał stan wojenny, tłumy kibiców towarzyszyły im na trasie przejazdu z lotniska Okęcie do hotelu Victoria.

– Chciałbym, by kiedyś któryś z moich wychowanków osiągnął taki sukces – mówi Włodzimierz Ciołek, obecnie trener młodych piłkarzy w Jedlinie-Zdroju koło Wałbrzycha.

Może wydać się to dziwne, a nawet szokujące, ale dla Włodzimierza Ciołka - medalisty piłkarskich mistrzostw świata, w rodzinnym Wałbrzychu nie ma etatu trenera trampkarzy lub juniorów, na którym mógłby dopracować kilka lat brakujące mu do emerytury. Były reprezentant Polski, medalista mundialu oraz król strzelców ekstraklasy jest obecnie bardziej ceniony w niewielkiej Jedlinie-Zdroju niż w Wałbrzychu. Chociaż nie mówi o tym głośno, nie kryje żalu. Najlepszym przykładem była nieobecność Włodzimierza Ciołka na gali z okazji 70-lecia wałbrzyskiego sportu, którą zorganizowano w grudniu 2016 r. Fotorelacja z gali do obejrzenia tutaj.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na walbrzych.naszemiasto.pl Nasze Miasto