Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Torzewski w Twardogórze, czyli szału nie było

Dawid Samulski
W tej hali 11 listopada wystąpił Marek Torzewski
W tej hali 11 listopada wystąpił Marek Torzewski Fot. Archiwum
Marek Torzewski to artysta niekonwencjonalny, jak przedstawił siebie w Twardogórze. Szkoda, że nie pokazał tego na scenie.

Znany polski tenor, od 1986 r. mieszkający w Belgii, zaśpiewał nad Skorynią 11 listopada z okazji 96. rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości. Niestety, musicie sobie Państwo wyobrazić jak wyglądał, albowiem śpiewak zabronił mediom wykonywania jakichkolwiek zdjęć. Także tym, które bezpłatnie anonsowały jego występ w prasie i w internecie. Na osłodę zamieszczamy zdjęcie hali sportowo-widowiskowej, w której wystąpił. To pewnego rodzaju precedens, gdyż na koncertach światowej sławy muzyków akredytowani dziennikarze mają prawo robić zdjęcia w wyznaczonym czasie, a na Torzewskim w ogóle. Świadczy to trochę o klasie danej gwiazdy: im mniejsza, tym bardziej dziwaczne ma wymagania.
W Twardogórze Torzewski próbował nawiązać kontakt z publicznością, ale nie bardzo mu to wychodziło. Zapraszanie na scenę zaskoczonych widzów z pierwszych rzędów czy pytanie po raz dziesiąty siedzącego naprzeciwko księdza „szybki czy wolny?” bawiło tylko nielicznych.
– Dla niektórych to może być szok, ale jeżeli artysta nie szokuje, to nie jest artystą – maestro zwrócił się do widzów, już po zejściu ze sceny siostry zakonnej Małgorzaty Kalinowskiej oraz Nadii Łomanowej-Barańskiej i Barbary Franc.
To, co śpiewak operowy nazywa szokiem, inni mogą uznać za tani chwyt estradowy i bez problemu przywołać z pamięci dziesiątki uznanych muzyków, którzy nie muszą nikogo szokować, żeby istnieć.
Miało nie być grzecznie i grzecznie wcale nie było. Było nijak.
Pierwszą część koncertu wypełniły głównie kompozycje śpiewane po polsku, takie jak: „Magnes dusz”, „Nic nie jest dane na zawsze”, „Uśpiłeś miasto”, czy „Otwórz serce swe” - zadedykowana prof. Zbigniewowi Relidze.
Od utworu „Bravissimo” rozpoczęła się druga część występu, znacznie bardziej energetyczna, dzięki wiązance włoskich przebojów. Można było usłyszeć m.in. „Tornero”, „Quando quando”, „Volare” czy „Lasciate mi cantare”.
Ta część różniła się od poprzedniej także tym, że pod koniec Markowi Torzewskiemu towarzyszyła na scenie żona Barbara, która przypomniała ich życiowe motto: „...i choćbym znał wszystkie tajemnice i posiadał całą wiedzę, i choćbym miał pełnię wiary, tak żebym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym!”.
Torzewscy pożegnali się z widownią utworem „Caruso”, opowiadającym o emigrantach trochę podobnych do nich, którzy wyjechali za chlebem do lepszego świata, ale nigdy nie zapomnieli o swojej ojczyźnie.
Niestety, ludzie nie doczekali się najbardziej znanego przeboju Marka Torzewskiego, dzięki któremu w 2001 r. stał się rozpoznawalny w naszym kraju. Szlagier „Do przodu Polsko”, jak mało który pasowałby do okoliczności wtorkowego koncertu.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dolnoslaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto