Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Staniszów: Miejsce, którego nie mogli pominąć pierwsi sudeccy turyści

Olga Zaród
Staniszów to stara, założona jeszcze w średniowieczu osada, położona w malowniczej, zielonej dolinie między Jelenią Górą a Karpaczem. Omijają ją podążający w Karkonosze turyści, nie przyjeżdżają szkolne wycieczki. Nie widać kiosków z pamiątkami, nie ma też baru z pizzą ani smażalni frytek.

W centrum stoi wsi urokliwy gotycki kościółek, na skarpie ponad drogą wiekowy krzyż pokutny z wizerunkami narzędzi zbrodni: włóczni i nożyc do strzyżenia owiec.

Cicho i spokojnie

Nie zawsze jednak tak było. W XIX wieku Staniszów (po niemiecku Stonsdorf) był uważany za miejscowość letniskową, prawie tak atrakcyjną jak Karpacz. Goście oglądali miejscowy browar, sławną wytwórnię ziołowych likierów, zwiedzali dwa pałace należące do właścicieli wsi oraz piękny angielski park, urozmaicony skałkami, fontannami i sztucznymi jeziorkami. Jednak magnesem, który przyciągał letników i turystów była pobliska góra Witosza (wówczas Prudelberg).

Na Witoszę po prostu nie wypadało nie wejść. Jej popularność zrodziła się w XVII wieku, kiedy w jednej z grot zamieszkał pustelnik Hans Richmann, uważany przez niektórych za proroka i jasnowidza. Podobno przewidział koniec świata, a jego zagorzali zwolennicy wierzyli nawet, że mistrz potrafi unosić się w powietrzu. Ludzie przybywali więc na szczyt Witoszy, żeby posłuchać proroctw, a potem obejrzeć sławną grotę.

Romantycy twierdzili, że miejsce to ma szczególną, tajemniczą atmosferę. Zachwycali się lasem, malowniczością skał i jaskiń, które można było zobaczyć wspinając się na wierzchołek. Z góry zaś roztaczał się rzeczywiście wspaniały widok – z jednej strony na całe Karkonosze, z drugiej na Kotlinę Jeleniogórską. Pięknie prezentował się też sam Staniszów, a zwłaszcza wspomniane już sztuczne jeziorka. Właściciel wsi postanowił więc “ucywilizować” Witoszę, aby pierwsze turystki, obute w delikatne pantofelki, wciśnięte w gorsety i suknie do ziemi, mogły swobodnie dotrzeć na szczyt. W skałach wykuto stopnie, ułożono setki kamiennych schodów, powstały granitowe ścieżki z poręczami. Nie zabrakło dojść do grot, a na najciekawszych skałach urządzono punkty widokowe okolone metalowymi poręczami. W ten sposób panie z parasolkami w rękach, wsparte o panów w cylindrach “zdobywały” górę, a w dole powstawały kolejne gospody, zajazdy i pensjonaty, oferujące przybyszom wszelkie dostępne wygody.

Na początku naszego stulecia postanowiono jeszcze bardziej uatrakcyjnić wędrówkę na Witoszę. Na szczycie stanął ogromny pomnik kanclerza Ottona von Bismarcka. Kilkumetrowy monument, zbudowany z granitowych bloków górował nad okolicą i i był widoczny z daleka na niezadrzewionym wierzchołku góry. Staniszów stawał się coraz bardziej popularny.

Niestety po II wojnie światowej utracił swoją pozycję wśród miejscowości letniskowych: pałace rozszabrowano i zamieniono w PGR-y, zdziczał piękny park, gospody i pensjonaty popadły w ruinę. Nie działa browar ani wytwórnia likierów. Zaniedbano ścieżki na Witoszy. Jedyna budowla, której zniszczenia nie trzeba żałować, to ów pomnik na szczycie. Został z niego tylko wielki cokół, na którym fotografują się nieliczni turyści.

Po dziewiętnastowiecznych wędrowcach pozostały zatarte napisy na skałach pod szczytem Witoszy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Plantatorzy ostrzegają - owoce w tym roku będą droższe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dolnoslaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto