Nikt na nich nie stawiał, a oni pokazali, że potrafią grać na najwyższym poziomie! Siatkarze PGE Skry Bełchatów po czteroletniej przerwie zdobyli Puchar Polski, pokonując we Wrocławiu w półfinale mistrza Polski, a w finale lidera PlusLigi.
Ten turniej miał oczywiście wymiar prestiżowy sam w sobie, bo każdy z czołowych klubów chciał mieć Puchar Polski, ale cel niektórych był też inny - sprawdzić, czy ZAKSA Kędzierzyn-Koźle jest zespołem, z którym da się w ogóle grać jak równy z równym. I okazało się, że tak, bo ZAKSA pokazała, że nie jest perfekcyjnym monolitem. I dobry zespół może ją złamać.
Już w półfinale momentami wydawało się, że Lotos Trefl Gdańsk może dopaść choć w jednym secie ZAKSĘ, ale ostatecznie tego nie zrobił. W finale kędzierzyński zespół oddał dwie partie, choć na początku zaprezentował swoją siłę w sposób iście gladiatorski. W pierwszym secie ZAKSA rozbiła bowiem PGE Skrę do 12!
Trzeba oddać bełchatowianom, że podnieśli się po tym laniu i zaczęli grać znacznie lepiej, a w środkowej fazie drugiej partii wygrali cztery kolejne akcje blokiem. Wprawdzie drużynie trenera Ferdinanda De Giorgi udało się jeszcze wyrównać, ale w końcówce lepsza była PGE Skra. A chyba najcenniejsze dla bełchatowskiej drużyny były dwa fakty - po pierwsze wyeliminowała szybko zmienionego Kevina Tillie. Po drugie - na wyższy poziom wrócił jej lider Mariusz Wlazły, który w ostatnich meczach prezentował się raczej przeciętnie.
Drugi set był dokładnie odwrotny - tym razem to ZAKSA miała przewagę, a PGE Skra goniła. I dogoniła, a może by i nawet przegoniła, gdyby Wlazły dwa razy nie nadepnął linii przy zagrywce. Atakującemu PGE Skry wyraźnie przeszkadzało oświetlenie w hali Orbita, a w czwartej partii Wlazły przekroczył też linię trzeciego metra.
Gdy w czwartym secie kędzierzynianie prowadzili już 13:8, wydawało się, że emocje we Wrocławiu się skończyły. Ale PGE Skra bardzo cierpliwie odrabiała straty - po asie Andrzeja Wrony doprowadziła do remisu (17:17), a po bloku Wlazłego wyszła na prowadzenie (19:18). Walka znów była bardzo zacięta, tym razem na przewagi, a ZAKSA miała trzy piłki meczowe. Żadnej nie wykorzystała, a dwa punkty Srecko Lisinaca doprowadziły do tie-breaka.
Napisać, że był on niesamowity, to nic nie napisać, bo na to, co wydarzyło się we Wrocławiu po prostu nie ma słów. Przy zmianie stron w tie-breaku ZAKSA wygrywała 8:3 i można było zakładać, że to już koniec. Trener PGE Skry Miguel Falasca próbował zmieniać, zdjął nawet na chwilę zdenerwowanego rozgrywającego Nicolasa Uriarte, a jego zespół powoli odrabiał straty, choć w końcówce stracił też kontuzjowanego Mariusza Wlazłego.
Bełchatowianie doprowadzili do remisu 13:13, później do gry na przewagi, a następnie odzyskali inicjatywę, mając piłki meczowe. Aż wreszcie pomylił się Sam Deroo i PGE Skra mogła świętować. Bez Wlazłego, który w tym momencie cierpiał za boiskiem. A później z grymasem bólu odbierał nagrodę dla najlepszego zawodnika turnieju.
Dla PGE Skry to siódmy triumf w rozgrywkach o Puchar Polski. Tym samym bełchatowianie w tabeli wszech czasów dogonili AZS Olsztyn.
FINAŁ PUCHARU POLSKI
PGE Skra Bełchatów - ZAKSA Kędzierzyn-Koźle 3:2 (12:25, 25:23, 22:25, 28:26, 19:17)
PGE Skra: Uriarte 2, Conte 23, Lisinac 11, Wlazły 22, Marechal 9, Kłos 4, Piechocki (libero) oraz Rodriguez, Gromadowski 2, Janusz, Wrona 5, Marcyniak, Stanković. Trener: Miguel Falasca.
ZAKSA: Toniutti 3, Deroo 18, Wiśniewski 8, Konarski 20, Tillie 4, Gladyr 15, Zatorski (libero) oraz Rejno, Buszek 16, Bociek, Czarnowski. Trener: Ferdinando De Giorgi.
PÓŁFINAŁY
PGE Skra Bełchatów - Asseco Resovia 3:1 (18:25, 25:20, 25:18, 26:24)
ZAKSA Kędzierzyn-Koźle - Lotos Trefl Gdańsk 3:0 (25:23, 25:21, 25:16).
Puchar Polski dla Skry Bełchatów. "ZAKSA przegrała wygrany mecz"
Źródło: Press Focus/x-news
Wspaniałe show Harlem Globetrotters w Tauron Arenie Kraków
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?