Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Piotr Sobierski napisał książkę o Wojciechu Kościelniaku i jego twórczości [WYWIAD]

Małgorzata Matuszewska
Piotr Paweł Wójcik
Teatr Wojciecha Kościelniaka i jego praca na scenie są warte opisania w książce. Tom „Więcej niż musical. Teatr Wojciecha Kościelniaka” będzie mieć premierę w Gdyńskim Centrum Kultury (które jest wydawcą książki) 21 października. Rozmawiam z Piotrem Sobierskim, dziennikarzem, autorem książki.

Dlaczego poświęcił Pan książkę właśnie Wojciechowi Kościelniakowi?
Podążam śladem Kościelniaka od początku jego musicalowej kariery, a więc od „Hair” w 1999 roku. Można powiedzieć, że uczyłem się musicalu właśnie od tego reżysera, ale jednocześnie od tej pierwszej realizacji byłem przekonany o jego mistrzostwie, oryginalności i niesamowitej wrażliwości. Każdy kolejny spektakl czy koncert, ze „Snem nocy letniej”, „Kombinatem” i „Operą za trzy grosze” na czele, był tylko potwierdzeniem tego pierwszego wrażenia. O samej książce zacząłem myśleć w 2010 roku, po premierze musicalu „Lalka” w Teatrze Muzycznym w Gdyni. To zdecydowanie jego najwybitniejsze dzieło, dopracowane w najmniejszym szczególe. Po premierze czułem, że przyszedł czas aby o tym napisać, głośno wykrzyczeć: Ludzie, mamy w Polsce wielkiego reżysera, doceńcie to w końcu i przestańcie patrzeć na musical, jak na małego, nieco przygłupawego brata teatru dramatycznego. Bo co tu dużo mówić, przed erą Kościelniaka, praktycznie do czasu „Lalki” i ogromnego sukcesu tej inscenizacji, musical był na marginesie życia teatralnego w Polsce.
Czy to jest zbiór wywiadów, czy książka krytyczna o jego twórczości?
Książka jest opowieścią o teatrze Kościelniaka. Zaczynam od jego studenckich i aktorskich dokonań, a potem podążam przez Polskę i zdaję relacje z prawie każdego zrealizowanego spektaklu. Na końcu zamieściłem krótki wywiad z reżyserem, który jest trochę podsumowaniem, trochę spojrzeniem w przeszłość i przyszłość, ale już oczami samego Kościelniaka. Książka nosi tytuł „Więcej niż musical. Teatr Wojciecha Kościelniaka”. Jej premiera odbędzie się w Gdyńskim Centrum Kultury (które jest wydawcą książki) 21 października. Premierze towarzyszyć będzie wystawa poświęcona scenografowi Damianowi Styrnie oraz koncert z piosenkami z musicali Kościelniaka, w nowych aranżacjach zaśpiewają je adepci Studium Wokalno-Aktorskiego. Mam nadzieję, że w kolejnych tygodniach będzie szansa zaprezentowania tej publikacji widzom w teatrach, w których Kościelniak odnosił i odnosi największe sukcesy.
Jak wyglądała Wasza współpraca?
To bardzo ciekawa sprawa. Pierwsze spotkanie w sprawie książki miało miejsce w Gdańsku, podczas prób do „Czyż nie dobija się koni?”. Zapytałem reżysera czy zgadza się na to, abym pisał o jego teatrze, ale od razu zastrzegłem, że nie przekażę mu do wglądu nawet strony przed wydrukowaniem publikacji. Usłyszałem: "Zgadzam się, ale jestem zakłopotany, wręcz zawstydzony". Mając zgodę, zabrałem się do pracy. Nie zawracałem reżyserowi głowy. Zanurzyłem się we własne archiwalia i teksty, teksty innych autorów, ale przede wszystkim opierałem się na zdobytym doświadczeniu – oglądałem praktycznie większość spektakli. Jedyna pomoc, o którą prosiłem reżysera, to konsultacja dotycząca spisu wszystkich realizacji, bo taki znalazł się na samym końcu książki. Od razu zaznaczę, że mówimy tu o prawie 70 tytułach, o kilku musiałem nawet mu przypomnieć. Generalnie ten spis był największą przeprawą. Jedną z ostatnich rozmów z Kościelniakiem zakończyłem: Powiem panu, że łatwiej byłoby chyba pisać o starożytne Grecji, niż o pana teatrze. No niestety, chwilami była to prawdziwa przeprawa. Archiwa teatrów i telewizji są dziurawe, często pełne błędów. Myślę więc, że moja publikacja będzie też w jakimś sensie dobrym źródłem wiedzy na temat premier, twórców i obsad. Chociaż, niestety, nie do wszystkich informacji udało mi się dotrzeć.
Czy jest coś, na publikację czego Wojciech Kościelniak się nie zgodził?
Nie mieliśmy takich rozmów. Z racji tego, że pisałem o Wojciechu Kościelniaku – reżyserze, a nie biografię artysty, nie czułem się w obowiązku konsultować poruszanych tematów.
Oglądał Pan wszystkie spektakle Wojciecha Kościelniaka? Te, które reżyserował, czy też te, w których wystąpił jako aktor?
Oglądałem praktycznie wszystkie spektakle Kościelniaka. Kilka zaległości nadrobiłem korzystając z rejestracji spektakli, które użyczyły mi teatry. Nie znam jego dokonań aktorskich, w tych kwestia posiłkowałem się recenzjami i materiałami archiwalnymi.
Który należy do Pana ulubionych?
Mam wiele ulubionych spektakli. Jednak jeden do dzisiaj wywołuje u mnie dreszcze, a mianowicie trans-opera „Sen nocy letniej” z 2001 roku, Teatru Muzycznego w Gdyni. Uważam, że to, pomimo swoich niedoskonałości, dzieło wybitne! Spektakl, którym Kościelniak wyprzedził epokę. Zrobił wraz z Leszkiem Możdżerem, autorem muzyki, coś tak niezwykłego, że ani teatr, ani publiczność nie była na to gotowa. Dzisiaj, mam wrażenie, byłby to spektakl kultowy. W momencie premiery, niestety nie wszyscy byli gotowi na takie przekroczenie w teatrze muzycznym. Co ciekawe, kolejne realizacje tego tytułu, w Krakowie i w Poznaniu, nie miały już tej mocy i siły rażenia. Niestety.
Jaka jest główna cecha Wojciecha Kościelniaka – twórcy musicali? Musi Pan Go bardzo cenić. Ja Go cenię za niezwykłą wprost inteligencję i wyobraźnię. A Pan za co przede wszystkim?
Największą zaletą Kościelniaka jest jego szacunek do teatru, sceny i aktora. Szacunek i pokora, co w połączeniu z niebywałą wrażliwością oraz wyobraźnią i bezwzględnie inteligencją sprawia, że siedząc na widowni nie czuję aby ktoś mnie oszukiwał. Za to cenię go najbardziej. A po latach podróży po teatrach nie mam wątpliwości, że wciąż mamy niewielu takich twórców, a w musicalu to już prawdziwie osamotniony przykład prawdziwego artysty.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto