Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jak Lorentz poszukiwał skarbów w powojennej Świdnicy

oprac.ED
Alina Kowalczykowa, niemniej znana córka sławnego ojca - Stanisława Lorentza odwiedziła Świdnicę. Dla pani profesor była to nie tylko podróż sentymentalna. Po raz pierwszy w życiu podążyła śladami ojca, by napisać jego historię związaną m.in. z powojenną rewindykacją dzieł sztuki zrabowanych podczas II wojny światowej przez Niemców. A swoje miejsce w tej historii ma także Świdnica.

- To jest ironia losu – mówiła jedna z wybitniejszych polskich historyków sztuki, która Całe życie poświęciła utrwalaniu życiorysów twórców polskiej literatury, a nieświadoma, pod nosem miała do utrwalenia równie fascynujące życie ojca. – Mam 80 lat i spadło na mnie 13 albumów mojego ojca, każdy po 130 stron. No i co mam z tym robić? Kupiłam sobie ciśnieniomierz i z nim żyję. To jest cudne i straszne.

Ocalenie spuścizny po ojcu jest w tej chwili celem życia Aliny Kowalczykowej. – Ojciec albumy robił całe życie – wspomina. – Gdy je oddawał do Muzeum Narodowego, powiedział, że dotyczą właśnie jego historii. Nigdy się nimi nie zajmowałam. Przypadkiem dowiedziałam się, co ukrywają.
To spory kawał historii, a dla badaczy powojennego okresu skarb nie do przecenienia. Dla Świdnicy podobnie.

Ciężarówka z wódką i fajkami

Nasze miasto, jak cały obszar, tzw. Ziem Odzyskanych, stał się świadkiem wielkiej historii. W czasie wojny były tutaj wysyłane transporty z kosztownościami, bo Dolny Śląsk był jeszcze wtedy uważany przez Niemców za ziemie, które po zakończeniu wojny będą przynależne do tego państwa i bezpieczne. Dlatego zwożono tu majątki z centralnych Niemiec, ale także później rzeczy zrabowane w czasie wojny, w tym dzieła sztuki. Wśród nich znajdowały się setki kolekcji prywatnych i publicznych: obrazy, rzeźby grafiki, dokumenty. Ukrywano je w dolnośląskich pałacach, zamkach i kościołach, a opiekę nad tym sprawował profesor Gunther Grundmann, dolnośląski konserwator zabytków. Stworzył on sieć skrytek, w których „skarby” były przechowywane. Jego osoba nie ma bezpośredniego związku z planowaną i organizowaną jednocześnie na szeroką skalę grabieżą polskiego dziedzictwa narodowego.

Ta grabież sprawiła jednak, że z wielką uwagą śledzono losy zabieranych z muzeów skarbów kultury. Dlatego Świdnica jako miejsce, przez które te transporty przejeżdżały, była pod nadzorem osób, które po wojnie zajmowały się rewindykacją. Zaraz w pierwszych powojennych dniach zjawił się tutaj historyk sztuki Stanisław Lorentz z Warszawy. – Jechali na odkrytej ciężarówce i wieźli wódkę i papierosy –opowiada Alina Kowalczykowa. – Potem tę wódkę trzeba było pić z musztardówek. Bez tego nic się nie załatwiło. Można powiedzieć, że mój ojciec za wasz Śląsk zapłacił zdrowiem.

Świdnica pod obserwacją

Ale efekty akcji były zaskakujące. Właśnie w Świdnicy Lorentz znalazł 500 wagonów z rzeczami zrabowanymi z Muzeum Narodowego. Ale nie tylko. Jego ekipa w okolicy znajdowała grafiki Stanisława Augusta czy obrazy Matejki. – Już w czasie wojny śledzono losy wywożonych dzieł sztuki – mówi profesor Kowalczykowa. – Takim tropem podążały wyprawy ekip rewindykacyjnych. Potem na miejscu pytano ludzi.

W Świdnicy na pewno pomogły zeznania dwóch Niemców, którzy przyjmowali transporty przychodzące z centralnej Polski.

Zmanipulowany Źeromski

Ciekawa była także Morawa, leżąca pod Świdnicą. – To niebezpieczna historia – mówił Sobiesław Nowotny, prowadzący spotkanie. – Niemcy zostawili drogę, a wokół był zaminowany teren. Na drodze leżały monety – w sumie trzy skrzynie, których nikt nie zabrał. Lorentz trafia tu, gdy są ładowane. Dla mnie to niewytłumaczalna historia. Być może ma związek z frontem, który zatrzymał się na tej linii.

- To jak układanie kamyczków – mówi profesor Kowalczykowa. – Na zasadzie mozaiki. A przy okazji świetna zabawa.

Przed spotkaniem profesor Kowalczykowa na zaproszenie Fundacji Idea, zajmującej się promocją historii Świdnicy, odwiedziła II LO. Opowiedziała młodzieży o tym, czym zajmowała się przez całe życie zawodowe. Młodzi świdniczanie usłyszeli fascynujący życiorys polskiego pisarza Stefana Żeromskiego w wykładzie poświęconym manipulacji. – Starajcie się myśleć samodzielnie – zachęcała profesor. – Nie sugerujcie się tym, co wam mówią inni. Gdy kogoś przedstawiają jako ważną osobę, szukajcie sami - dlaczego, zastanawiajcie się i sprawdzajcie.

Przyjazd Aliny Kowalczykowej do Świdnicy sponsorował Urząd Miejski w Świdnicy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Instahistorie z VIKI GABOR

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na swidnica.naszemiasto.pl Nasze Miasto