Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Adamik: Kniaź Igor wywoła szał we Wrocławiu

Kinga Czernichowska
Kinga Czernichowska
O operze "Kniaź Igor", której premiera już 11 listopada, ...
O operze "Kniaź Igor", której premiera już 11 listopada, ... goyo
O operze "Kniaź Igor" rozmawiamy z reżyserem Laco Adamikiem.

Zdjęcia biorą udział w konkursie "Tym żyje miasto"dla dziennikarzy obywatelskich. Wy też możecie sprawdzić swoje siły i wygrać pieniądze.

11 listopada premiera widowiska Opery Wrocławskiej - "Kniaź Igor" w reżyserii Laco Adamika. To opera Aleksandra Borodina. Produkcja zostanie przedstawiona w Hali Stulecia. Spektakl będzie grany do 20 listopada.Bilety kosztują od 90 do 220 złotych normalne oraz od 45 do 180 złotych ulgowe. Za bilety VIP-owskie zapłacimy 330 złotych.**
O nowym megawidowisku opowiada reżyser, Laco Adamik.

O czym jest "Kniaź Igor"? **

Jest to przepiękna historia o człowieku, który nie powinien wyjeżdżać na wyprawę. Przegrał bitwę, stracił wojsko, same nieszczęścia. Gdyby spojrzeć jednak inaczej na tę operę, nie o tym jest ta historia - te tragiczne w skutki wydarzenia stanowią tylko tło. Na pierwszym planie mamy Igora, który jest bohaterem poszukującym. Wszystko przegrał i szuka drogi z powrotem do honoru. Chce znów być wolny. Tęskni za swoim krajem i ukochaną, Jarosławną. Oprócz tego mamy konkurencję między Halickim i Igorem, wzorcowe uczucie Igora i Jarosławny, namiętną miłość Włodzimierza, syna Igora, i córki chana Kończaka. Włodzimierz nie wraca do domu, nie korzysta z propozycji ucieczki, miłość jest dla niego ważniejsza niż ojczyzna i wolność. To są ciekawe smaki, one dodają tej historii intrygi.

Ile osób pracuje nad operą Borodina?

Na scenie w pewnym momencie pojawia się prawie 200 ludzi. Na to składają się różne grupy: soliści, chóry, balet i statyści oraz jeźdźcy. Dekorację mamy już gotową. Oprócz zespołu artystycznego nad operą pracuje sztab ludzi z pionu technicznego. Gdyby tak podsumować, zebrałoby się chyba 300 osób.

Jak długo trwały przygotowania? Kiedy zaczęły się próby?

Próby rozpoczęły się półtora miesiąca temu. Czasem trwa to krócej, ale w tym przypadku zaczęliśmy dość wcześnie. Propozycję dyrektor Ewy Michnik mogłem przyjąć bez wahania, bo nie pracowałem wtedy nad żadną inną operą.

Z uwagi na skomplikowane dzieje tego niedokończonego utworu każda inscenizacja to prawdziwe wyzwanie dla realizatorów. Dlaczego?

Borodin miał tu problemy dramaturgiczne. To jest opera napisana według starodawnego, epickiego, pochodzącego z XII wieku podania, w którym takiego dramatycznego materiału, a takim opera się zwykle rządzi, brak. Borodin musiał, więc stworzyć dramatyzm w muzyce. To w dużym stopniu utrudniało pracę kompozytorowi, ale również właśnie dlatego mamy do czynienia z tak przepiękną operą.

Z mojego punktu widzenia ten brak dramatyzmu też jest pewnym problemem. Muszę zrobić to ciekawie i intrygująco. Ale podoba mi się ta praca. Zresztą przy "Chopinie" Oreficego, który jest moim ostatnim dziełem tutaj, nie było żadnej historii dramatycznej. Tam nie ma nic z dramatu. To jest sklejenie obrazów rzekomo z życia Chopina, chociaż wątków biograficznych nie ma tam w ogóle. A przedstawienie zrobiliśmy bardzo dobre. Jak widać, dramatyzm nie jest warunkiem tego, by powstała dobra opera.

Pan nie pracuje pierwszy raz nad tą operą.

To prawda, robię ją drugi raz. Wcześniej wystawialiśmy ją w Teatrze Wielkim w Warszawie, a potem jeździliśmy z nią do Francji. Był szał! Francuzi po prostu szaleli na punkcie Borodina. Jest jakaś fascynacja operą rosyjską. Mam nadzieję, że "Kniaź Igor" spodoba się również wrocławianom. Chociaż muszę przyznać, że warunki są trudniejsze.

Z lewej Laco Adamik (fot. Marek Grotowski), z prawej zdjęcie z próby (fot. goyo)


Dlaczego?

Trzeba wykorzystać ogromne przestrzenie. Hala Stulecia może pomieścić 5 tys. widzów, do tego dochodzą problemy z akustyką elektroniczną. Jest to utrudnienie po tym, jak Hala Stulecia została przebudowana.

Wspomniał Pan, że we Francji był szał na tę operę. Spodziewa się Pan, że taki sam szał będzie we Wrocławiu?

Spodziewam się proporcjonalnie dużego szału. Co chcę przez to powiedzieć? Teraz częściej zdarza się, że publiczność polska, coraz bardziej wykształcona, coraz bardziej kochająca operę, nie ma takiego obicia z tą sztuką, jak np. Francuzi czy Niemcy. W latach 80. zrobiłem przedstawienie Haendla, które w Warszawie poszło osiem razy i to z trudem, a w Niemczech, konkretnie w Halle, nie chcieli nas wypuścić ze sceny. Ale to było w latach 80. Wiele się już zmieniło. Teraz jest boom na operę. W Krakowie, od kiedy mamy nowy gmach opery, ludzie ustawiają się w kolejkach do kas i bilety rozchodzą się tak, że za chwilę już ich nie ma. Wyjątkiem są może jakieś kontrowersyjne, zbyt odważne jeszcze dla polskiej publiczności przedstawienia. Z tego co wiem, podobnie dzieje się we Wrocławiu, mimo że repertuar jest bardzo zróżnicowany, a niektóre pozycje są naprawdę trudne.

Wracając do pytania, pewna trudność wynika z tego, że my nie jesteśmy w teatrze operowym. Jesteśmy w hali sportowo-widowiskowej, opera jest nagłośniona elektronicznie, a to dla opery pewna bariera w odbiorze. To jest dźwięk z innego świata. Być może utrudnia to kontakt z publicznością. Jak to zostanie odebrane, trudno powiedzieć - zaczekajmy.

Oczywiście, takie rzeczy są potrzebne, bo mamy wówczas już pół drogi do pójścia do prawdziwego teatru operowego. Tutaj przyjdą ludzie, którzy w przyszłości odwiedzą może operę przy ul. Świdnickiej. Tego edukacyjnego aspektu takich widowisk nie można nie docenić - to jest bardzo ważne.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto